Może nie żałowałabym, gdybym go wybrała, ale nikt tego nie wie. Ponad dwadzieścia lat temu moja babcia powiedziała mi, że popełniam wielki błąd, tylko ja jej nie uwierzyłam. Dziś jest już za późno.
Wtedy byłam młoda, ładna i zakochana w swoim mężczyźnie. Mój ukochany z liceum – jak moglibyśmy nie być szczęśliwi. I jak tu się nie mylić, kiedy jest się jeszcze zielonym w tych sprawach.
Moim pierwszym błędem było pozostanie z nimi w okresie studiów.
Wtedy jeszcze młodzi chłopcy służyli w wojsku, ale mój ukochany został – sportowcy uczęszczali do szkoły sportowej, nie mieli zmartwień innych rekrutów. Wydawało mi się, że mocniej przeżywała bym jego żołnierskie życie, w roli wiernej dziewczyny, która na niego czeka.
Zamiast dobrze się bawić w nowym środowisku studenckim (czyż nie mówią, że to najlepsze lata), przesiadywałem w salach gimnastycznych i przed szatniami po meczach, aby mój bohater nie uciekł z jakimś rozbrykanym sportowcem. Ale kiedy byli na obozie sportowym jeżdzili na i na zawody, byłea wręcz zazdrosna.
Drugim błędem było to, że poddałam się dla niego dwóm aborcjom.
Zapobieganie niechcianej ciąży było troską nas obojga, ale on był wyraźnie nieświadomy i odmawiał pozbawienia się pełnej przyjemności, którą utraci dzięki prezerwatywie. Zamiast mnie obrażać, podobało mi się to, cieszyłam się, że chciał mnie całą, bez żadnych ograniczeń.
Ja z kolei nie brałam tabletek antykoncepcyjnych, bo bałam się, że będę gruba i owłosiona (hormonalne środki antykoncepcyjne nie były wtedy tak zaawansowane).
Wydaje mi się, że byłam zbyt pewna tego, że jeśli będę w ciąży, to się pobierzemy. Tak, ale dwa razy zaszłam w ciążę i dwa razy usunełam – bo odmówił ślubu, mówiąc, że na dziecko, było dla nas za wcześnie.
Tak było aż do trzeciego razu, kiedy powiedziałam o tym matce, a ona przejęła inicjatywę i przekonała mojego nieodpowiedzialnego kochanka do zawarcia małżeństwa.
Trzecim błędem było to, że za niego wyszłam.
Szczęśliwie nie usłyszałam mojej mądrej babci, która na moim ślubie wykrzyczała, że jej dusza płacze z powodu głupoty, którą robię, ale ma nadzieję, że Bóg się nade mną zlituje.
Właśnie, straciłem rozum z radości, że się pobieramy – zgubiłam nawet akt ślubu w drodze z urzędu stanu cywilnego do restauracji.
Musieliśmy wyciągnąć duplikat, kiedy poszliśmy się rozwieść. Ale do tego doszło w trzy lata po ślubie, wypełnionch nie miodem, ale goryczą.
Okazało się, że moja ciąża była zagrozona po dwóch aborcjach i musiałam iść do szpitala na podtrzymanie. Leżałam tam miesiącami, ale nie dałam rady – dziecko urodziło się przedwcześnie i je straciłam.
Później lekarze powiedzieli mi, że nie było niezgodności między nami ani żadnych uszkodzeń płodu, ale mój stan psychiczny był bardzo niespokojny przez cały czas, a stres miał swoje do powiedzenia. Zgadnij dlaczego -bo zamiast myśleć o moim potomstwie, zadręczałam się tym, z kim mój mąż mnie zdradza, kiedy byłam w szpitalu. Jedynie moja babcia, gdy przytulała mnie przy wypisie, szepnęła do mnie: ” Pan Bóg, wybaczy ci twoje grzechy…”, ale nie rozumiałam jej akceptacji mojego nieszczęścia jako zbawienia.
Czwartym błędem było to, że postanowiłam odegrać się na nim za zdradę.
Przekonana, że nie został w domu jako wierny mąż, rozpoczęłam przygody, by utrzeć mu nosa. Robiłam to otwarcie, a on dobrze się bawił – stres pourazowy, filozofowł, więc cieszyłam się z życia. Aż pojawił się ten jeden, jedyny, który naprawdę sprawił, że zrobił się o mnie zazdrosny.
Człowiekiem, którego żałuję do dziś, był kuzyn mojej najlepszej przyjaciółki. Przyjaciułka będąc świadkiem moich przeżyć, próbowała pocieszyć mnie w tamtym momencie, zaplanowała nasze wyjście ze swoim kuzynem, po czym w ostatniej chwili nie mogła przyjść.
Zaczeliśmy rozmawiac.Ten mężczyzna wysłuchał mnie, zrozumiał i współczuł mi. A ja po prostu wylałam wszystko co leżało mi na duszy. Nie otrzymałam żadnych wyrzutów, drwin ani rad. Wchłonął mój ból i zaoferował mi swoją miłość bez żadnych warunków ani zastrzeżeń. Po naszej pierwszej miłosnej nocy czułam się jak nowo narodzona, oszołomiona i pijana ze szczęścia. Musiałam emanować jakimś blaskiem, że nawet mój mąż zobaczył, że to nie była tylko kolejna przygoda.
Piątym błędem było ponowne uwierzenie mu.
W ten sposób doszliśmy do męskich łez, wyrzutów sumienia i obietnic. Wyprowadziłam się jednak do babci. Ale mąż nie dawał mi spokoju – rano znajdowałam go przed blokiem, wieczorem znowu tam.
Nie próbował mnie zatrzymywać ani ze mną rozmawiać, tylko patrzył na mnie smutnym wzrokiem skopanego psa. Widywałam mojego nowego kochanka coraz rzadziej, ponieważ nie miałam rozwodu, wciąż znajdowałam jakiś powód, by zostać do domu.
W niedzielę babcia zaprosiła moją przyjaciółkę i jej kuzyna do siebie. Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, nie wiedziałam kogo tam zobaczę.
Stała tam moja przyjaciółka, z pięknym bukietem ale bez kuzyna. “Już tu byłam!” wymamrotała, wręczyła mi kwiaty i odeszła. Pięć minut później rozległ się dzwonek i w drzwiach zobaczyłam mojego męża i wpuściłam go do środka. Babcia wyszła.
Fatalnym błędem było to, że nie poszłam wtedy za głosem serca. Myślałam, że to mój mąż jest moją wielką miłością, chociaż babcia wciąż powtarzała “wielka miłość nie kąże usuwać dzieci, szukaj tej prawdziwej”. Po niecałym roku rozwiedliśmy się – jego nie spełnione życzenie i moja wina – że nie mogłam urodzić mu dzieci.
Dziś oboje jesteśmy bez partnera u boku. Rozwiódł się po raz drugi i cierpi, że jego była żona nie pozwala mu widywać się z synem. Wyszłam za mężczyznę, który uczynił mnie spokojną i szczęśliwą kobietą, ale odszedł z tego świata za wcześnie i szczerze go opłakuję.
Mój fatalny błąd polegał na tym, że pozwoliłam temu jedynemu mężczyźnie, którego żałuję, podjąć decyzję za mnie. Pokazał mi co jest najważniejszą rzeczą w miłości: potrzeba odwagi we właściwym czasie, potem jest już za późno.