– Moje wyjście ze szpitala było wyjątkowe. Mój mąż pracował i przyjechał po mnie prosto z biura. Prosiłam go o urlop lub wolne, ale dyrektor mu nie pozwolił. Prosiłam go, żeby przygotował wszystko na narodziny dziecka, zapewnił mnie, że wszystko zrobi. Gdyby nie to wcześniej zrobilibyśmy pranie, kupilibyśmy i wszystko uporządkowalibyśmy mieszkanie. A tak… ! – 30-letnia Renia poskarżyła się.
– Nie dotrzymał obietnicy?
– Poszłam do szpitala nieprzygotowana. Wróciłam do domu i był tam straszny bałagan. Byłam zawstydzona przed rodziną, która przyszła. Było tyle kurzu, że mogłam rysować po półkach. Nie było wózka dziecięcego, komody też nie, on się nawet nie pofatygował, żeby kupić ubranka dla dziecka. Dobrze, że koleżanki dały mi pieluchy – kontynuuje swoją opowieść matka.
Renia wyszła za mąż sześć lat temu. Teraz ona i jej mąż zostali rodzicami. Dziecko długo odkładali, by jakoś stanąć na nogi. Gdy sytuacja się poprawiła, kobieta postanowiła zajść w ciążę.
– Uprzedziłam szefa, że jestem w ciąży. Od razu mnie wyrzucił. Inni walczyliby o swoje prawa, ale ja uznałam, że to znak. Spokojnie przygotowywałam się do macierzyństwa, haftowałam i cieszyłam się wolnym czasem. Pieniądze nie były nam potrzebne, bo mój mąż właśnie awansował – tłumaczy kobieta.
Ciąża przebiegała prawidłowo. Przyszła mama czytała, chodziła na długie spacery i spokojnie wybierała artykuły dla dziecka.
– Mąż nie pozwolił mi nic kupić, dopóki nie urodzę. Mówią, że lepiej kupić po porodzie. Tak mi tłumaczył. Siostra obiecała, że da nam komodę i łóżeczko dla dziecka. Odłożyła też dla nas inne drobne rzeczy. Prosiła mnie, żebym wcześniej wszystko zabrała, umyła, wyprała. Spakowałam tylko torbę, nie wolno mi było robić nic więcej – westchnęła Renia.
Ale kiedy zaczęła rodzić, przyszły ojciec złapał się za głowę, bo zdał sobie sprawę, że wydatków jest co niemiara. Renia w trakcie porodu martwiła się, bo nie miała nawet czasu wyjąć ubrań z pralki. Więc leżały w bębnie, dopóki nie wróciła.
– Dobrze, że koleżanki dały mi ubrania i pieluchy, chociaż miałam w co przebierać dziecko. Mój mąż zaczął biegać, zbierając po całym mieście rzeczy dla dziecka. Ale były brudne, zakurzone i poplamione. Musiałam wszystko wyprać i poczekać aż wyschnie. W tym momencie chciałam zabić wszystkich krewnych i rozwieść się z mężem – prawie się rozpłakała.
Przez parę dni Renia porządkowała mieszkanie. Od narodzin syna minęły już dwa miesiące, ale kobieta nadal nie chce nikogo zaprosić w odwiedziny.
– Krewni uznali, że minęło sporo czasu, więc mogą nas odwiedzać. Mam zrobić uroczysty obiadek … Tak, jasne! Już zorganizowali mi pracę – powiedziała nerwowo.
Matka Reni nie rozumie, dlaczego jej córka nie jest szczęśliwa. Widać, że nie przygotowali wcześniej mieszkania. Powinna była sama o tym pomyśleć! Dziewięć miesięcy siedzenia w domu, co ona robiła? Mogła poprosić męża o wniesienie mebli i umycie wszystkiego. I pewnie nie byłoby trudno zmienić zdania męża na temat zakupów. O wszystko trzeba zadbać samemu . Kto liczy na mężczyzn?
Jak sądzicie, czy Renia powinna mieć pretensje do swojej rodziny, czy jednak to jej wina? Czy rzeczywiście powinna była sama przygotować się na dziecko? Co o tym sądzisz? Co byś zrobiła na jej miejscu?