– Przynajmniej mogliby sprzątać raz w tygodniu w sobotę, żeby dom był czysty w niedzielę – mówi zrozpaczona Barbara. – Nigdy w życiu nie widziałam takiego bałaganu.
Nie minął nawet rok, a ja nie poznaję tego mieszkania. Jaki syn, taka i jego żona. Podłogi nie były myte, prawdopodobnie nawet raz, nie mówię nawet o oknach. W kuchni śmierdzi tak, że nie da się tam siedzieć. Lodówka śmierdzi i teraz możemy ją tylko wyrzucić, a była prawie nowa.
Żona mojego syna jest po trzydziestce, nie jest już dziewczyną. Wydaje się być dobrego pochodzenia. Zadbana, ładna . Ale to, w co zamieniła moje mieszkanie, jest nie do opisania!
Można tam wejść tylko z maską gazową ! Wszystko jest porozrzucane, pomieszane, ubrania na podłodze, kubki na kanapach (!), a dopóki nie dojdzie się do kanapy , można się potknąć i zabić .
Syn Barbary ożenił się jakiś rok temu, nowożeńcy od razu wprowadzili się do mieszkania, które dostali od rodziców.
Barbara i jej mąż, Maks, mają jedynego syna. Kilka lat temu kupili dla niego mieszkanie, ale jest ono zapisane tylko na Barbarę, więc ona jest spokojniejsza. W razie czego synowa nie będzie miała o co się upominać
Szczęśliwi nowożeńcy od razu wprowadzili się do mieszkania, specjalnie nie zastanawiając się, do kogo ono formalnie należy. Żyją tak, jakby byli u siebie, więc pozwalają sobie na zbyt wiele, uważa Barbara. Najbardziej martwi ją to, że synowa w ogóle nie sprząta w domu.
– Jak często ich odwiedzam, to zawsze jest bałagan- narzeka Barbara. Tydzień temu nie wytrzymałam i podniesionym głosem zrobiłam jej wykład na temat bałaganu w mieszkaniu.
Poszłam do nich i okazało się, że synowa jest w domu. Widzę ją, jak siedzi, robi sobie paznokcie, a dookoła kompletny bałagan. I porozrzucane głównie jej rzeczy: na korytarzu, w sypialni – od szafek po podłogę. Szmatki, butelki, buty, naczynia – wszystko porozrzucane, na stołach, na nowej sofie i w ogóle pod jej nogami.
Moja synowa zarumieniła się, zbladła, usprawiedliwiła coś w odpowiedzi…..
Powiedziałam co myślę i poszłam do domu. Ostrzegłam, że jeśli jeszcze raz przyłapię na czymś takim, to wyślę ich albo do wynajmowanego mieszkania, albo do rodziców do kawalerki. Jak można nie doceniać tego, co dostało się prawie za darmo?
Wieczorem zadzwonił do mnie syn – co tam się stało, co to za zamieszanie? Jemu też się wyżaliłam. Po dwóch dniach ciszy synowa zadzwoniła do mnie, przeprosiła, powiedziała, że zrozumieli swój błąd i to się więcej nie powtórzy.
Kiedy przyszłam do nich we wtorek, mieszkanie lśniło czystością. Jak się później okazało, to nie ona sprzątała, tylko wynajęta firma sprzątająca.
W niedzielę wracałam z kościoła z koleżanką…..
Zaczęła mnie wypytywać, jak mieszkają młodzi , więc zaproponowałam, żeby ich odwiedziła, a poza tym mieszkanie było blisko. Miałam klucz, więc bez problemu otworzyłam drzwi…..
W mieszkaniu znów panował bałagan. Poszłyśmy do kuchni, a naczynia z przedwczoraj wciąż leżały w zlewie. Mój syn i synowa nawet nie wyszli z pokoju, żeby się przywitać. Obejrzałyśmy mieszkanie, było mi tak wstyd przed przyjaciółką, że nie jestem w stanie opisać, jak bardzo się wstydziłam.
Następnego dnia poszłam do nich ponownie, aby im to powiedzieć, ale okazało się, że mieszkanie jest puste. Zadzwoniłam do syna, a on powiedział mi, że odeszli, ponieważ nie chcieli już dłużej mieszkać pod moją kontrolą.
Teraz nie chcą się ze mną kontaktować , a ja nie rozumiem, dlaczego są obrażeni. Chciałam tylko, żeby utrzymywali porządek. Zamiast mnie wysłuchać, postanowili się obrazić. To ich prawo. Nie uważam, że to moja wina.