Kilka lat temu przeprowadziliśmy się z mężem do stolicy, mąż dostał dobrą pracę.
Mama mojego męża została w ładnym dwupokojowym mieszkaniu. Każdego lata przyjeżdżała do nas na wakacje.
Pewnego razu teściowa zadzwoniła i powiedziała, że jej znajomi przyjeżdżają do naszego miasta w interesach. Poprosiła nas, abyśmy wzięli ich do siebie na dwa tygodnie. Mój mąż zgodził się, zadzwonił do mnie i powiedział, że przyjadą znajomymi jego matki. Powiedział, że nie sprawią nam większych kłopotów, bo i tak jesteśmy w pracy do późnych godzin wieczornych. Poza tym tymczasowi lokatorzy będą sobie gotować albo jeść poza domem. Mój mąż jest człowiekiem o dobrym sercu i wrażliwym synem. Postanowił więc pomóc, jak mu się wydawało, dobrym ludziom. Kto mógł wiedzieć, że ta jego dobroć wróci, by prześladować naszą rodzinę?
Podczas gdy znajomy mojej teściowej całymi dniami wychodził w interesach i spotykał się z ludźmi, jego żona, będąc znacznie młodsza od męża, nudziła się. Nie miała znajomych w naszym mieście, a my z mężem w dni powszednie jesteśmy w pracy, więc młoda dziewczyna musiała sama wymyślić sobie rozrywkę.
Wpadła więc na pomysł, by wybrać się z moim mężem (uprzednio pytając mnie o zgodę) do dużych centrów handlowych w poszukiwaniu nowych markowych ubrań. Tak jakby mój mąż, jako młody mężczyzna, był w stanie ocenić jej nowe ciuchy i zasugerować, co najbardziej jej odpowiada. Ja, niczego nie podejrzewająca, zgodziłam się i byłam nawet zadowolona, że mogę po cichu wykonać wszystkie obowiązki, podczas gdy nikogo nie będzie w domu.
I okazało się, że czekała mnie niespodzianka. Sprzątając w sypialni z mężem, wyciągnęliśmy spod kanapy włosy naszego gościa. A kiedy zmieniałam pościel, znalazłam jeszcze kilka jej włosów ukrytych w poszewce poduszki, na której śpi mój mąż. Oniemiałam z wrażenia. Co to ma być! Chyba ona próbuje rzucić urok na mojego męża?! Niewdzięczna !
Kiedy spojrzałam na te pofarbowane kosmyki, jakby otworzyły mi się oczy. Wygląda na to, że coś knuje ! Widziałam ją kilka razy wcześniej, jak w uwodzicielskim negliżu wpadała rano do kuchni, żeby “napić się wody”. Była zbyt pretensjonalnie zawstydzona i przewracała oczami z miną “Och, myślałam, że wszyscy już poszli załatwiać swoje sprawy i nikogo nie ma w domu”. Na szczęście mój małżonek nie daje się nabrać na te tanie sztuczki. W ogóle nie zwrócił uwagi na jej flirt. Ale, jak to mówią, strzeżonego Pan Bóg strzeże.
Od tego dnia nigdy nie zostawiłam tej wiedźmy samej z mężem. Wymyślałam wiarygodne wymówki, że też muszę iść w tym samym kierunku. Albo znajdowałam w domu pilną sprawę, w której potrzebowałam pomocy męża. I z wielką niecierpliwością odliczałam dni pozostałe do wyjazdu tych nieproszonych gości.
Z tej nieprzyjemnej sytuacji wyciągnęłam więc logiczną lekcję na przyszłość: lepiej nie przyjmować w swoim domu nieznanych osób.