Jestem mężatką. Mam wspaniałe relacje z moim mężem. Wspierający, kochający. Ale niestety dzisiaj nastąpiło coś niespodziewanego. Jestem w szoku. Mamy syna, ma sześć miesięcy. Ostatnio ząbkował. Zadzwoniliśmy nawet do lekarza, martwiliśmy się o naszego syna. Dziecko było marudne, płaczliwe, miało gorączkę. Właśnie w tedy zadzwoniła do mnie teściowa:
-Przyjeżdżam w odwiedziny. Dawno nie widziałam wnuka, pobawię się z nim. Jesteś w domu?
– Przepraszam. Ale dziecko ma gorączkę, ząbkuje. Zróbmy to innym razem.
-Kim ty jesteś, żeby tak do mnie mówić? Nie przychodzę do ciebie, tylko do mojego syna.
Nie wytrzymałam i powiedziałam, że to nie jest dom jej syna, tylko mój.
-To moi rodzice dali nam to mieszkanie. Tak, dali. Wyremontowali je i po ślubie wprowadziliśmy się do niego. I to ja jestem właścicielką.
Co ta kobieta robi ? Przez cały ten czas nie dała nam żadnego prezentu. Jej wnuk nigdy nie dostał od niej nawet zabawki, “Dlaczego miałby dostać? On i tak nic nie rozumie”.
Moja teściowa nadal pracuje i otrzymuje dodatkowo emeryturę. Ale ją odkłada. Bardzo się na mnie obraziła, odłożyła słuchawkę. Zaraz po rozmowie zadzwoniła do syna i poskarżyła się. Okazało się, że jestem złą synową, jestem dla niej niegrzeczna. Mój mąż zawsze był po mojej stronie. Ale nie tym razem.
Nie podobało mu się moje sformułowanie. Małżeństwo oznacza, że wszystko jest wspólne. Szczerze mówiąc, mnie też się to nie podobało. Dlaczego, do cholery, nie? Ani jego matka, ani on nie zainwestowali ani grosza w moje mieszkanie. Przyszli na gotowe , a teraz to także ich mieszkanie. Może się mylę, ale o czym oni do cholery mówią? Od kiedy jest wspólny majątek nabyty przed ślubem?