Ostatnio nie mogę zrozumieć, co się dzieje z moim mężem.
Jesteśmy małżeństwem od prawie 16 lat. Przyjechaliśmy razem z prowincji, poszliśmy na studia, pobraliśmy się i mieliśmy dziecko. Razem kupiliśmy mieszkanie. Rodzice nam nie pomogli. Wszystko robiliśmy sami. Musieliśmy pracować na dwa, a nawet trzy etaty. Nawet nie myśleliśmy o wakacjach.
W tamtym czasie bardzo pomagało nam to, że moi rodzice zabierali naszego syna na prawie całe lato.
Dopiero jakieś pięć lat temu udało nam się jakoś ustabilizować nasze życie.
Oboje pracujemy już na dobrych posadach, jeździmy na wakacje , zatrudniamy korepetytorów dla dziecka, są perspektywy na przyszłość.
Niestety, była pandemia i kwarantanna, potem mąż został zwolniony. Przez pół roku żyliśmy tylko z moich zarobków, nawet alimenty na jego dziecko z pierwszego małżeństwa płaciliśmy z mojej pensji.
W końcu mężowi udało się znaleźć pracę. Ucieszyłam się, bo zdałam sobie sprawę, że powinno być łatwiej. Jego pensja jest wyższa niż moja.
I wtedy wszystko się zmieniło. Zaczął nagle wygadywać , że siedzę mu na karku! Jestem darmozjadem. A on zmęczył się pomaganiem moim rodzicom. Pewnego razu wysłaliśmy pieniądze na lekarstwa dla mojego taty. Ale co najważniejsze, rozpieściłam swojego syna! Dlaczego on nie jest NASZYM synem i gdzie był tata, kiedy bezlitośnie rozpieszczałam dziecko, nikt nie odpowiedział mi na te pytania.
Od teraz będzie jadał w barze niedaleko pracy.
Nie mogę zrozumieć, czy on próbuje moim kosztem podnieść swoją samoocenę?
Nie chce ze mną normalnie rozmawiać.
Myślę, że ma jakiś kryzys. Ale chcę mu przypomnieć o alimentach. I że fajnie by było, gdyby zwrócił mi te pieniądze, po to żebym mogła jeszcze bardziej rozpieszczać syna.