Mój mąż Robert i ja pobraliśmy się z miłości, wbrew wszystkim, którzy próbowali nas powstrzymać. Jedynymi, którzy nas wspierali, byli nasi przyjaciele.
Przygarnęli nas, ponieważ ani moi rodzice, ani jego rodzice nie chcieli zabrać nas do domu, a my nie mieliśmy wtedy pieniędzy na własne mieszkanie – wciąż byliśmy studentami.
Mieszkaliśmy po miesiąc u jednych i drugich, dopóki nie znaleźliśmy pracy i nie zaczęliśmy zarabiać.
Za pierwsze zarobki wynajęliśmy strych.
I choć dach przeciekał, a zimą w środku padał śnieg, był to dla nas prawdziwy pałac. Kochaliśmy się i nie potrzebowaliśmy niczego więcej.
Stopniowo stanęliśmy na nogi, skończyliśmy studia, dostaliśmy prawdziwą pracę i po mału wszystko zaczęło się układać. Kupiliśmy przestronny dom, samochód, wychowaliśmy córkę. Była uparta jak my i po szkole sredniej wysłaliśmy ją na studia za granicę. Jest tam do dziś i świetnie sobie radzi.
Byłam szczęśliwa z Robertem! Kiedy był przy mnie, wiedziałam, że mam wszystko. Więc kiedy powiedział mi, że zostawia mnie dla kogoś innego, pomyślałam, że to jakiś żart, że chce sprawdzić jak bardzo go kocham.
Ale on nie żartował. Spakował się i wyjechał. W chwili, gdy przekroczył próg i zamknął za sobą drzwi, moje serce jakby przestało bić. Popłynęły mi łzy i poczułam taki ból, że myślałam, że umieram. Następnego dnia nie poszłam do pracy, zadzwoniłam, że jestem chora i nie przyjdę przez tydzień. Nie mogłam nawet wstać z łóżka.
Głaskałam prześcieradło po stronie Roberta, przytulałam poduszkę, która wciąż nosiła zapach jego wody po goleniu i szlochałam z żalu. Z odrętwienia wyrwał mnie nasz pies, Reks. Przypomniał mi, że muszę go wyprowadzić. Po raz pierwszy w życiu pozwoliłem sobie na to, aby wyjść na zewnątrz w dresie, nieuczesana i nieumalowana.
Kiedy wróciliśmy, położyłem się do łóżka. Nie miałam siły wejść do żadnego z pokoi, bo każdy przedmiot był związany z Robertem. Po rozstaniu nie mogłam jeść, tylko leżałam i płakałam.
Jednak mój pies Reks również przestał jeść!
Karmiłam go, a on tylko leżał na podłodze i patrzył na mnie swoimi wielkimi oczami. Odmówił nawet wyjścia na zewnątrz. Martwiłam się o niego, ale on uparcie nie jadł, a nawet nie pił wody. Nagle zdałam sobie sprawę, że w ten sposób namawiał mnie, bym zajęła się swoim życiem.
Byłam tego pewna, ponieważ przyniósł mi nawet ręcznik kąpielowy, jakby mówił – chodź, wykąp się, po co tu leżysz! Kiedy zrobiłam śniadanie, on również podszedł do swojej miski i dopiero wtedy zjadł swoje jedzenie. Mój cichy przyjaciel dbał o mnie!
Stopniowo doszłam do siebie po rozstaniu i stopniowo wracałam do swojego normalnego życia. Wieczorem jednak nie mogłam zasnąć. Wtedy Reks przychodził i kładł się na podłodze obok mojego łóżka. Głaskałam go i dopiero wtedy ogarniał mnie sen. Tak więc z pomocą psa zrozumiałam, że wszystko ma swój początek i koniec, i choć było to trudne, ruszyłam dalej. Żyłam jednak jak robot – robiąc wszystko odruchowo, zajmując się jak największą ilością pracy, aby nie myśleć o Robercie i o tym, co mi zrobił.
Pewnego dnia, gdy byliśmy z psem na spacerze w parku, pies gdzieś uciekł, a ja zgubiłam jego smycz. Nigdy wcześniej tego nie robił. Pobiegłam za nim i znalazłam go z mężczyzną – w moim wieku, który również miał psa, ale innej rasy. Reks siedział u stóp nieznajomego, a on go głaskał i coś do niego mówił.
Sapiąc, zatrzymałam się przy nich, a mężczyzna uśmiechnął się.
Powiedział, że widział Reksa podczas spacerów, ale nie wiedział, jakiego ma uroczego właściciela. W ten sposób poznałam Michała. To raczej Reks nas sobie przedstawił. Widywaliśmy się, gdy wyprowadzaliśmy psy. Czasami piliśmy kawę, podczas gdy one biegały i bawiły się na trawie, i stopniowo się poznawaliśmy.
Potem zamieniliśmy kawę na wino, a po jakimś czasie zaczęliśmy się spotykać albo u nas, albo u nich. Stopniowo pozbyłam się myśli o Robercie. Pewnej soboty po prostu wyrzuciłam wszystko, czego nie zabrał z naszego domu i nagle zaczęłam lżej oddychać po rozstaniu.
Jestem teraz z Michałem. Nie mieszkamy jeszcze razem, po prostu nie chcemy się spieszyć. Jestem wdzięczna Reksowi za to, co dla mnie zrobił i pokazał mi, że życie toczy sie dalej -choć bez Roberta.