Obiecałam Annie, dziewczynce, którą wychowywałam od 7 roku życia, że opowiem jej o naszym życiu.
Cała historia zaczęła się, gdy ja, rozwiedziona kobieta w wieku 33 lat z dwiema córkami, uwierzyłam wdowcowi Dawidowi, który nie mógł pogodzić się ze stratą swojej żony.
Zaprosiłam go do mojego domu z jego małą córeczką, która wyglądała jak prawdziwy anioł ze swoimi blond lokami i ogromnymi niebieskimi oczami.
Dziś, 20 lat później, nadal jest tak urocza, ale zastanawiam się, jak mogłam dać się nabrać na opowieści i kłamstwa jej ojca.
Życie z nim nie było trudne i miałam nadzieję, że stopniowo wszystko się ułoży. Nie pił, nie wywoływał skandali, nie bił mnie ani dzieci. Wydawało mi się, że nawet nie dzielił ich na moje i twoje.
Martwił się, że nie ma stałej pracy i raz przynosi 500, innym razem tylko 50 w tygodniu. Ale mieliśmy dach nad głową, moja pensja mniej więcej wystarczała na podstawowe potrzeby i wszystko wydawało się poukładane.
Byłam więc zaskoczona pomysłem Dawida, by wyjechać do przyjaciela w Niemczech, pracować, zarabiać pieniądze na nasze utrzymanie, a nawet po jakimś czasie, gdy się ustatkuje, ściągnąć nas do siebie.
Próbowałam go przekonać, że damy sobie radę tutaj, ale był tak podescytowany tym pomysłem, że powiedziałam sobie: każdy ma prawo spróbować.
Dawid wyjechał, Anna została ze mną. W pierwszym miesiącu zadzwonił dwa razy z różnych miast, a przynajmniej tak powiedział. Potem zniknął – zmienił telefon, numer jego “przyjaciela” też nie odpowiadał.
Tak więc Dawid zostawił mi swoje dziecko, zabrał swoje “wdowie nieszczęście” i wyruszył w świat w poszukiwaniu nowego szczęścia. Miejmy nadzieję, że je znalazł. Ale tak naprawdziwę szczęście zostawił mnie – swoją córkę.
Annie było z nami dobrze, ale tęskniła za ojcem.
Z drugiej strony widziała, że moje dzieci też dorastają tylko ze mną i z czasem jakoś się z tym pogodziła, i przyzwyczaiła do nas.
Było dużo zrozumienia, przyjaźni i dużo miłości w naszej dziwnej małej grupce pań. Nadal pracuję.
Moja najstarsza córka była jeszcze w liceum, kiedy pierwszy raz poszła do pracy. Młodsza niedługo po niej też prawie sama zaczęła się utrzymywać.
Anna, została ze mną najdłużej, i bardzo mi pomagała, ponieważ zawsze przynosiłam pracę do domu. Więc razem ze mną gotowała, uczyła się, wychowywała i dorastała.
Teraz moja pierworodna córka mieszka z rodziną we Włoszech. Młodsza podążyła za swoim chłopakiem i jest w tutaj w kraju, ale 400 km ode mnie. Mieszkam z Anną i każdego dnia dziękuję losowi, że sprowadził ją do mojego domu.
Dziś jest piękną młodą kobietą, która wie, czego chce od życia i jest gotowa to osiągnąć – nie łokciami, ale mózgiem i pracą. Ona wypełnia moje oczy i moją duszę miłością. Jest taka miła, wytrwała i współczująca.
Któregoś dnia zaśmiałam się: “Anno, przyznaję się, że nie nienawidzę twojego ojca…” A ona na to że powinnam. Wyjaśniłem jej, że nie mogę, bo przecież to on przyprowadził ją do naszego domu.
Przez długi czas moja najmłodsza dziewczynka powtarzała mi, że zawsze będzie ze mną, ale dobrze byłoby mieć w końcu mężczyznę, który na mnie zasługuje.
Nie wierzę już, że mi się to przytrafi, ale Anna wciąż dodaje mi odwagi: “Ty, po prostu go znajdź, a ja pokocham go tak, jak kocham ciebie. Chcę, żebyś była bardzo, bardzo szczęśliwa!”.
Prawda jest taka, że i tak jestem szczęściarą – bo mężczyzna którego poznałam bardzo mnie rozczarował, ale jego córka nigdy.