W wieku 69 lat, gdy zachorowałam, nie znalazłam pomocy u moich własnych dzieci.

Kiedy byłam młoda i pełena energii, rozpieszczałam swoje dzieci jak tylko mogłam. Wszyscy moi przyjaciele mówili mi, że nie warto tak całkowicie poświęcać się swoim dzieciom, a ja byłam zły, że tak mówią.

Ale teraz, gdy mam 69 lat i nie ma nikogo, kto podałby mi szklankę wody, pamiętam ich słowa i żałuję, że tak postępowałam.

Mój mąż zmarł, gdy mój syn miał 4 lata, a córka 6. Pracowałam na dwa etaty. Nie miałam z kim zostawić dzieci. Na początku zostawiałam je z mamą, która ciągle przypominała mi, że to ja powinnam być z nimi.

Ale kto by nas nakarmił, gdybym została z dziećmi w domu?

Ale jakoś mi się udało. Wychowywałam swoje dzieci i wciąż udawało mi się je bardzo rozpieszczać. Wydawało mi się, że mogę wypełnić pustkę po śmierci ich ojca.

Dzieci dorosły i każde z nich założyło własną rodzinę. Teraz starałam się być idealną babcią dla moich wnuków.

Pewnego dnia obudziłam się rano i zdałam sobie sprawę, że nie czuję nóg.

Z trudem doczołgałam się do telefonu i zadzwoniłam do syna. Powiedział, że jest bardzo zajęty i nie ma czasu do mnie przyjechać. Dzwonię do córki, ale nie odbiera. Karetka – zawsze przyjeżdża, bez żadnych wymówek i niejasności.

W szpitalu powiedzieli mi, że mam zakrzep, który może pęknąć w każdej chwili. Wynik mógł być tylko jeden: śmierć. Nie miałam innego wyjścia, jak tylko leżeć nieruchomo, brać leki i nie wiele się ruszać.

Trudno było mi przekonać dzieci, by przyszły do szpitala. Powiedziały mi po prostu, że mają swoje sprawy do załatwienia i nie mogą się mną zająć.

Młodszy syn mojej córki idzie na studia więc maja dużo spraw do zalatwienia. Żona syna ma grypę i lepiej będzie dla mnie, jeśli tam nie pójdę.

Cóż, bardzo dobre powody, żeby zostawić matkę samą w szpitalu w takim stanie – krótko mówiąc, żeby umarła.

Wróciłam ze szpitala do domu, do siebie i zaczęłam szukać pielęgniarki. Moja sąsiadka sama zaoferowała mi pomoc, oczywiście za pieniądze. Zostałyśmy przyjaciółmi, które żyją od emerytury do emerytury.

Kończąc moją historię, chciałabym powiedzieć – nie rozpieszczajcie swoich dzieci tak bardzo jak ja.

Ich wartościami w życiu powinny być miłość i szacunek dla rodziny, a nie drogie zabawki i ubrania!

Co zasiejesz w młodości, zbierzesz na starość.

 

Rate article
W wieku 69 lat, gdy zachorowałam, nie znalazłam pomocy u moich własnych dzieci.