Uważam, że dorosłe dzieci powinny pomagać rodzicom, ale od każdej reguły są wyjątki. Oto moja mama z listy wyjątków.
Jestem jedynym dzieckiem mojej matki. Nie powiedziałabym, że jest złą matką, ale też nie miałam z nią bliskich relacji. Karmiła mnie, pozwalała mi chodzić do szkoły i dała mi ubogie i skromne wykształcenie.
Odkąd skończyłam 18 lat, a nawet 17, żyłem na własny rachunek. Chodziłam do pracy, uczyłam się wieczorowo, wynajmowałam pokój z współlokatorką, ponieważ moja matka robiła wszystko, by ułożyć sobie swoje życie osobiste.
A co? Ma prawo. Nie urodziła więcej dzieci, kiedy z nią byłam. Od czasu do czasu zostawałam w domu sama, ale wtedy byłam już na tyle dorosła, że mogłam zostać sama.
W żaden razie nie potępiam mojej matki za to, że chce mieć dziecko. Ciężko jest być samej, nigdy nie miała normalnej rodziny, a jej związek ze mną jakoś się nie układał.
Kiedy miałem 27 lat, moja matka dostała rentę inwalidzką. Wcześniej chorowała, ale pracowała dopuki nie stała się niepełnosprawna, a teraz mama została zwolniona.
Brakowało jej pieniędzy, więc zaczełam jej pomagać. Płaciłam rachunki za media, kupowałam jedzenie i lekarstwa.
Życie osobiste mamy nigdy się nie ułożyło. Od czasu do czasu pojawiali się jacyś mężczyźni, z którymi zostawała na miesiąc lub dwa, a potem się rozstawali. Nie wiem dlaczego. Może to była wina mojej matki, może mężczyźni nie byli dobrzy.
Ale jakieś sześć miesięcy temu pojawił się on. Wygląda na to, że się rozwiódł, zostawił wszystko żonie i dzieciom i odszedł dumny i niezłomny.
Nie ma własnego domu i, jak rozumiem, nie ma pracy. Moja matka na początku mówiła, że wkrótce gdzieś znajdzie pracę, ale nic z tego nie wyszło.
W tym czasie nadal płaciłem rachunki za media mojej matki, które wzrosły wraz z nowym mieszkańcem. Dawałam pieniądze na leki, kupowałam jedzenie.
Pewnego dnia przyniosłem trochę jedzenia, a w domu jej facet zaczął grzebać w torbach i wyrażać swoje niezadowolenie, że nie ma wystarczającej ilości mięsa, że ser nie jest odpowiedniego rodzaju, że nie podoba mu się to, co przyniosłam.
Nic mu nie powiedziałam, a on nie wniósł do tego domu niczego poza swoim tyłkiem i parą butów. Ale później powiedziałam mamie o tej rozmowie. Nic nie mówiła, tylko milczała.
A potem przyszły prośby, żeby porzycić jej pieniądze, kupić droższy ser, bo pan odmawia jedzenia tego, co przynoszę, że on potrzebuje wędzonej kiełbasy, a nie gotowanej, i pierogów innej marki.
Przypomniałam mamie, że ja nie muszę finansować tej diety. Mama milczała, a potem znowu zaczęła prosić o pieniądze. Bo kochanek nie ma butów zimowych, nie może iść na rozmowę o pracę.
Mam dość tych bzdur. To, że moja matka ma na karku leniwego drania, to jej problem. Ja nie muszę go utrzymywać, a on właśnie tego chce. A nawet to osiągnął. Nadal będzie mi dyktował, co do cholery mam kupować. I że muszę kupić mu buty. Koniec nic nie muszę.
Powiedziałam matce, że pomogę jej poraz ostatni z opłatami za media, a potem wszystko spadnie na barki jej i jej faceta. Mama była oburzona. Jesteś córką, musisz mi pomóc.
Dla niej muszę, dla jej chłopaka ani złotówki. A to główne przez niego wzrosły wydatki. Zwłaszcza, że jest w pełni sprawny, z tyłkiem dużym jak szafa, niech idzie do pracy.
Obietnicy dotrzymałam. Mama albo o tym zapomniała, albo uznała, że tego nie zrobię po jej żałobnym „jestem twoją matką, zawdzięczasz mi życie”.
Zadzwoniła do mnie zdenerwowana, mówiąc, że dni mijają, a pieniędzy nie ma. A no i nie będzie. Przecież ją ostrzegałam.
– Nie obchodzi cię, że prawie głodujemy?! – Mama krzyczała do słuchawki.
Tak, obchodzi. Nie zamierzam karmić tej świni z którą mieszka, a ona nie zamierza jej wypędzić, jak rozumiem. Więc to jej własna sprawa. Niech sobie radzi sama.
– Nie wstyd ci, że będę szukać pracy z moją niepełnosprawnością? – próbowała moja matka z drugiej strony.
Nie wstydzę się. Do pracy może nie pójdzie, ale może wysłać do niej swoją świnkę skarbonkę. Wtedy wszystkie problemy same się rozwiążą.
Takich prób było jeszcze kilka, zanim po prostu zablokowałem numer telefony matki. Niech sama sobie z tym poradzi. Nie czuję się winna.