Logika mojej teściowej jest bardzo nietypowa, bardzo szczególna. Rozumie ją tylko sama teściowa. Pomogła mi i mojemu mężowi kupić mieszkanie, więc teraz my też musimy jej pomóc. Mogłoby to brzmieć logicznie, gdyby nie jeden niuans: rodzice mojego męża nie mieli nic wspólnego z tym, że kupiliśmy mieszkanie. Z pieniędzmi pomogli nam moi rodzice i babcia. Jednak teściowa zapewnia mnie, że to jej rodzinie powinniśmy pomagać.
Po naszym ślubie u teściowej zamieszkał brat męża, najstarszy, wraz z żoną i dzieckiem. Tamtejsze mieszkanie jest dwupokojowe, więc po ślubie Robert się wyprowadził. Teściowa twierdziła, że jest w stanie sam sobie poradzić, a Jacek i jego żona muszą zebrać pieniądze na własne mieszkanie. I tak zbierali przez dziesięć lat. I wciąż nic.
Generalnie nie obchodziło mnie, jak żyje brat mojego męża. Był nawet pewien pozytywny aspekt tej sytuacji: moja teściowa w ogóle się mną nie interesowała. Najpierw chodziła do pracy, potem osiadła w domu z wnukami, a moja szwagierka próbowała jakoś znaleźć pracę.
Rozmawialiśmy z Robertem o tym i zdecydowaliśmy, że najpierw kupimy mieszkanie, a potem będziemy mieć dzieci. Moi rodzice zaakceptowali tę decyzję.
– Oszczędzajcie, ile możecie, a potem pomożemy wam, gdy zdecydujecie się na zakup-powiedział tata.
Nie nalegaliśmy, aby rodzice nam pomogli, ale nie odrzuciliśmy tej wspaniałomyślnej propozycji. Pracowaliśmy, oszczędzaliśmy. Po czterech latach udało nam się zgromadzić całkiem niezłą sumę, wystarczającą na zaliczkę na poczet kredytu hipotecznego. Nawet jeśli była to kwota minimalna. Powiedziałam tacie, że planujemy zaciągnąć kredyt, ale on poprosił, żebyśmy poczekali.
– Babci jest tak ciężko mieszkać samej, a nie ma tam żadnej innej rodziny.Zamierzamy zabrać ją do naszego domu i sprzedać jej mieszkanie. Zgodziła się na wszystko. Nie spieszcie się jeszcze. Babcia się przeprowadzi, a ty dostaniesz pieniądze ze sprzedaży jej mieszkania. Będziecie mogli kupić lepsze mieszkanie, może w ogóle bez kredytu.
Ucieszyliśmy się z takiej propozycji. Nie mogliśmy nawet marzyć, że obejdzie się bez kredytu, ale nawet jeśli uda się uzyskać mniejszą kwotę – to już jest szczęście. Moi rodzice mieli cztery miesiące na zrobienie wszystkiego, co zaplanowaliśmy. Dołożyliśmy do tego nasze oszczędności. Wystarczyło na jednopokojowe mieszkanie bez kredytu, ale zdecydowaliśmy się na dwupokojowe. Bo jak inaczej mieszkać z dziećmi w jednopokojowym mieszkaniu.
Nadal musieliśmy zaciągnąć kredyt, ale raty były bardzo korzystne. Sześć miesięcy później wprowadziliśmy się już do własnego mieszkania. Na przyjęcie z okazji parapetówy zaprosiliśmy wszystkich naszych krewnych.
– Niezłe mieszkanie, macie szczęście- powiedziała żona Jacka. – Nam nigdy nie udaje się oszczędzać. Tyle pieniędzy idzie na dzieci.
Bardzo chciałam jej powiedzieć, że bardziej rozważnie podchodzimy do naszej sytuacji finansowej, ale nic nie powiedziałam. Przecież to i tak nic by nie zmieniło. Teściowa milczała cały czas, najwyraźniej coś sobie myślała. I bardzo szybko dowiedzieliśmy się, o co chodzi.
Przyszła do nas i powiedziała nam o tym:
– jest mi już bardzo trudno mieszkać razem z synem i jego dziećmi. W mieszkaniu jest zbyt wiele osób. Pomóż Jackowi kupić własne mieszkanie!
– Dlaczego miałabym to zrobić? – Zastanawiał się Robert.
– No cóż, tobie pomogli. Więc teraz ty też powinieneś.
– Tak, postaramy się spłacić ten dług. Ale nie wobec ciebie, – nie milczałam. Robert tylko kiwnął głową na znak poparcia.
– A co to za różnica, od kogo była ta pomoc? Najważniejsze, że była! I wy też powinniście pomóc! Twoi rodzice niczego nie potrzebują, ale Jacek … Szybko spłacisz swój kredyt hipoteczny, a potem będziesz mógł oszczędzać na jego mieszkanie.
Robert potrząsnął głową i odpowiedział, że nie ma zamiaru brać udziału w czymś takim.
– Jacek nie jest już dzieckiem. Najwyraźniej jest zadowolony ze swojego życia. I Ty też, oczywiście, skoro od tak dawna im pomagasz. Nie musisz zwalać tego na nas. Ciężko pracowaliśmy na mieszkanie. Owszem, pomogli nam rodzice mojej żony, ale my też nieźle oszczędzaliśmy. A, z pomocą dla nas, to ty napewno nie miałaś nic wspólnego, mamo.
Teściowa powiedziała coś jeszcze, próbowała wywierać presję, brać na litość: mają małe dzieci, nie chcesz pomóc bratankom? Ale Robert zaprotestował, że nie są sierotami, a to znaczy, że mogą im pomóc ich rodzice.
– My zresztą planujemy mieć własne dzieci.
W końcu moja teściowa obraziła się na nas. Nawet opluła nas na progu, gdy wychodziła. Z jakiegoś powodu myślała, że zmienimy zdanie. Ale myliła się. Owszem, mój mąż był zdenerwowany z powodu kłótni z matką. Ale szybko się rozproszył, bo wkrótce miał zostać ojcem.