W zeszłym miesiącu obchodziłam swoje 31 urodziny. Zdecydowaliśmy z mężem, że będziemy świętować w domu, ponieważ nie mieliśmy pieniędzy na restaurację. A ja lubię domowe przyjęcia.
Nie planowałam wiele gotować. Chciałam przygotować sałatki, przystawki i ciepłe jedzenie. Na liście gości nie było wiele osób, więc to by nam wystarczyło. Wkrótce jednak sytuacja wymknęła mi się spod kontroli. Skończyło się na tym, że nie świętowaliśmy w domu.
Tydzień przed uroczystością moi krewni zaczęli wydawać mi “rozkazy” – kto i co ma ugotować.
Najpierw uaktywniła się moja mama, która przypomniała mi, że mój ojczym nie je ryb. Więc zrób więcej wieprzowiny, żeby nie był głodny.
Wkrótce moja teściowa dała o sobie znać. Powiedziała, że na stole powinny znaleźć się również pierwsze dania, aby żołądek pracował. Podpowiedziała, że rosół będzie w sam raz. A teść zje więcej potraw mięsnych – nie lubi trawy.
– Stół powinien być pełen mięsa, a nie sałatek dietetycznych! – powiedziała.
Szwagierka też jest dobra:
– Będziemy z dziećmi. Żebym nie woziła wszystkiego ze sobą, mam kupić wcześniej mleko modyfikowane (a tanie nie jest). A dla starszego ugotować ziemniaki bez niczego i kupić owoce.
Kiedy tego wszystkiego wysłuchałam, zdecydowałam, że nie chcę świętować z rodziną. Zadzwoniłam do wszystkich i powiedziałam, że urodzin nie będzie. Szybko wymyśliłam wymówkę: “Żeby zrealizować wszystkie zamówienia, będę musiała wziąć pożyczkę. Przepraszam!”
Niektórzy krewni się obrazili, ale nie obchodzi mnie to. Mój mąż i ja zaprosiliśmy naszych najlepszych przyjaciół, którzy są małżeństwem, i świętowaliśmy moje urodziny w kawiarni. Uroczystość wypadła świetnie – bez zamieszania i nerwów. Byłam szczęśliwa, a to najważniejsze! Prawda?