Ja i mój mąż zostaliśmy rodzicami dość wcześnie. Nie planowaliśmy ciąży, ale tak się złożyło.
Nie siedziałam na urlopie wychowawczym, bo moja praca jest zdalna, więc łączyłam ją z opieką na dzieckiem. Jedyna pomoc, jaką mamy, to moja teściowa, która mieszka w sąsiednim bloku.
Prowadzi bardzo aktywne życie, ma wiele zainteresowań i przyjaciół, ale raz w tygodniu konsekwentnie zabiera wnuka do siebie. Spacerują, spotykają się, spędzają razem czas, ale za każdym razem wypomina mi, że jestem złą matką.
Mój syn jest uwielbiany przez teściową. Jest gotowa oddać mu wszystko, nigdy nie szczędzi na niego pieniędzy. Mnie i mojego męża nie stać na wiele z tego, co teściowa mu kupuje.
Ale w każdą sobotę stara się mnie niszczyć. Zdanie “chcesz zabić dziecko” słyszę nieskończoną ilość razy. Jednocześnie teściowa nie zapomina machać rękami, ronić łez i krytykować wszystkich moich działań.
Dlaczego? Tak, bo nie zakładam mu grubego swetra przy ujemnych temperaturach, nie podgrzewam mu wody do picia i nie uczę go samodzielności, cokolwiek to znaczy.
Babcia go przegrzewa. Wraca od niej do domu w wełnianym swetrze, rękawiczkach, butach z futrem. Ubiera grubo dziecko, a sama chodzi w cienkiej bluzce. Naturalnie, na spacerze syn się w tym wszystkim zaparował, zaczął się denerwować i błagać o powrót do domu. I tu pojawia się kolejny mój “błąd” – przyzwyczaiłam dziecko do przebywania w domu, nie chce nawet wyjść na spacer.
Kiedy zabieram dziecko od teściowej, jest przepocone. W rezultacie ciągle się przeziębia. Jestem już zmęczona walką z tym problemem i wydaje mi się, że trzeba zastosować drastyczne metody i zabronić babci kontaktowania się z wnukiem.
Co powinnam zrobić? Jak mogę ją spacyfikować?