Chciała zobaczyć szeroki świat i wyjechała. Zrozumiała co to jest miłość w małej wiosce!

Uwielbiam fotografię – to moja pasja od najmłodszych lat, choć karierę zawodową związałam z czymś zupełnie innym – zostałam informatykiem. Ale w temacie fotografii pozostałem maniakiem.

I ta pasja doprowadziła mnie do ciekawego wydarzenia – międzynarodowego konkursu fotograficznego organizowanego przez pewną firmę. Tam jury zakochało się w moich zdjęciach, które stały się broszurą promocyjną firmy, a moją nagrodą była miesięczna wycieczka po Europie.

Od czego zacząć? Być może od niesamowicie pięknych krajobrazów, których nigdy wcześniej nie widziałem.
Wydawało mi się, że w każdym innym miejscu byłam na innej planecie. Ale najbardziej interesujące było dla mnie spotkanie z ludźmi. To było tak, jakbym nie zdawała sobie sprawy, jak różni są ludzie na świecie!

W jednej wiosce przywitały mnie najinteligentniejsze psy stróżujące. W innej ludzie tworzyli niesamowite dywany z żywych i suszonych kwiatów, za którymi turyści po prostu szaleli. W trzeciej robili najwspanialszy gulasz warzywny.

Pamiętam dziadka, który rano obchodził całą wioskę, aby wszystkich pozdrowić. W innym miejscu natknąłem się na kochaną kobietę, która miała pięć pięknych córek: każda z jakimś talentem, który matka z niesamowitym talentem podchwyciła i rozwinęła. Ukochane, podekscytowane każdym dniem życia i bez chęci ucieczki z wioski w której żyły.

Lubiłem tych ludzi. Brak zbędnych ambicji pozwalał im cieszyć się wszystkim, witać każdy dzień z entuzjazmem i z satysfakcją go kończyć.

Pamiętam wioskę w sercu Europy,w której poznałam niesamowitą rodzinę. Chodziłam i robiłam zdjęcia, bo taka była idea tego wyjazdu – zrobić zdjęcia, a potem wydać album. Wiedziałam już, że nie poprzestanę na samych zdjęciach – każdemu z nich miałem coś do powiedzenia.

Na jednej z ulic spotkałam bardzo słodką rodzinę z małą dziewczynką z niesfornymi włoskami, która wciąż chodziła niepewnie, ale uśmiechała się, jakby świat był jej posłuszny na każdym kroku.

– “Dzień dobry!”, przywitałam się i uśmiechnąłam, a oni odwzajemnili uśmiech. Pozwolili mi zrobić zdjęcie małej, a następnie zaprosili mnie do swojego domu. Rebeka  i Marek okazali się bardzo miłymi ludźmi. Rebeka  wydawała się nieco powściągliwa, ale Marek dużo mówił o swojej pracy i ciągle się śmiał.

Wypytywali mnie o sesję zdjęciową, o komputery – dla nich byłam ciekawym gościem z zewnątrz, co było rzadkością w ich wiosce. Stopniowo, od słowa do słowa, stało się jasne, że Rebeka  chciała, żebym odeszła, ponieważ “ta wioska jest bardzo zacofana pod pewnymi względami”, ale Marek sie z tym nie zgadzał. Sprzeczali się, a ja taktownie milczałam. Następnego dnia Marek i ja spotkaliśmy się, by przedyskutować możliwość współpracy – rozmawialiśmy, wymieniliśmy e-maile.

Trzeciego dnia otrzymałam gniewną wiadomość od jego żony: “Nie przychodź więcej do naszego domu – mamy dziecko, nie wstydzisz się uwodzić mojego Marka?”…

Byłam zszokowana. Rebeka  była przekonana, że mąż zdradzał ją ze mną. Ale wieczorem Marek przyszedł na chwilę do kawiarni, żeby przeprosić mnie za swoją żonę:

– To prawda – kiedy jakaś kobieta przyjeżdża do naszej wioski, Rebeka  jest przekonana, że ją zdradzam. Jest bardzo zazdrosna.

Po prostu, bardzo mnie kocha.

On zdradza, ona zdradza!

Opuściłam wioskę z nadzieją, że nie zepsułam stosunków rodzinnych. Dzięki częstej korespondencji dotyczącej mojej pracy, Marek i ja staliśmy się sobie bardzo bliscy i naturalne było to, że wyczułam zmianę w jego życiu iny w tym samym dniu, w którym opuściła go żona. To urokliwe miejsce było dla niej najwyraźniej za ciasne – chciała zobaczyć świat i tyle!

A Marek został w tej wiosce, sam ze swoją małą córeczką i nadal pracował  w tym obszarze.

Po mojej podróży nasza firma (która działa w wielu krajach europejskich) zdecydowała, że warto zainwestować więcej w tamtej okolicy. Chcieli stworzyć centrum komputerowe, budując w jednym miejscu kilka domów, w których programiści mogliby pracować – w spokoju, jak robił to Marek.

Okazało się to niezwykle opłacalne i często jeździłem tam do pracy. Bardziej poznałem Marka i jego córkę i staliśmy się sobie bardzo bliscy.

Nie, nie myśl, że historia kończy się na tym, że zająłem miejsce Rebeki  . Wcale nie: Marek i mała zawsze mówili o niej z taką sympatią, że nawet ja zacząłam ją doceniać, prawie jej nie znając. Nikt jej o nic nie obwiniał. Po prostu cierpliwie na nią czekali.

I pewnego dnia wróciła – załamana, zdegustowana tym, co spotkała poza miejscem swojego urodzenia. Nie, nie podobało jej się to. I wraciła do wszystkiego, co kochała bez zastrzeżeń. Jakaś dziwna zazdrość sprawiła, że zapragnęła więcej wolności, więcej przestrzeni. Ale nie przydazryło się jej nic pięknego. Wróciła do domu, a jej mąż i córka przywitali ją uśmiechem i uściskiem.

Te wydarzenia tak mnie podbudowały, że powiedziałam sobie: jak miło jest kochać i być kochanym. Wtedy nic nie ma znaczenia – błędy są wybaczane, rozstania zamieniają uczucia w jeszcze silniejszą miłość. Ta historia, poznana przeze mnie w trakcie robienia zdjęć, stała się moim najpiękniejszym odkryciem o świecie i ludziach.      Teraz jestem pewna: moja miłość, też gdzieś po drodze na mnie czeka, muszę tylko ją znaleść i nie pozwolić jej odejść.

 

Rate article
Chciała zobaczyć szeroki świat i wyjechała. Zrozumiała co to jest miłość w małej wiosce!