Była bardzo piękną kobietą. Zajmowała stanowisko kierownicze i niczego nie potrzebowała. A jej mąż ją rozpieszczał. Ich jedyny syn był otoczony miłością rodziców. Mama i tata dawali mu wszystko, czego chciał.
Przyjaźniła się z sąsiadką Marią, ale wykrzywiała usta, gdy szła do jej domu. Samotna matka. Miała dużo dzieci. Dzieci były brudne, wygłupiały się na podwórku i często miewały drobne urazy.
– Masz źle wychowane dzieci, prawda? Mój Robert jest inny. Czysty, posłuszny, mądry. Zawsze myje ręce przed posiłkiem – mówiła.
– To są dzieci. Pozwalam im się bawić – odpowiedziała sąsiadka.
Hanna opowiadała, jakiego ma dobrego syna. Jest jej nadzieją i wsparciem. Czepiała się nawet bezdzietnej sąsiadki, nazywała ją marnotrawczynią.
Mijały lata. Chłopcy Marii dorastali. Zdobyli zwykłe zawody i poszli do pracy. Starszy syn przyprowadził synową do domu swojej matki. Teraz kobieta miała wnuczkę.
– Och, jak wy tu wszyscy żyjecie? Zawsze brakuje wam pieniędzy. Dlaczego jesteście tacy szczęśliwi? – Hanna była oburzona.
Robert w tym czasie studiował na prestiżowej uczelni – chciał zostać reżyserem. Ale jego ojciec zmarł, zanim miał szansę zobaczyć, na jakiego człowieka wyrósł syn. Hanna odwiedzała swoją sąsiadkę i mówiła:
-Twoje dzieci to zwykli robotnicy, z czego tu być dumnym? Ja mam z Robertem dobrze. On osiągnie wyżyny. Będzie przywódcą.
– A za co ja miałam ich uczyć? Tylko ja ich wychowuję. To dobre chłopaki, a ich zawody są normalne. Wszyscy mają złote ręce. Wszyscy mamy mało pieniędzy, ale nie smucimy się – broniła się Maria.
Maria nawet nie myślała o tym, żeby zazdrościć swojej przyjaciółce, ona i tak była szczęśliwa. Szczęśliwa ze swoimi wnukami. Nigdy nie była sama, w przeciwieństwie do Heleny. Nawet podczas jej choroby dzieci nosiły ją na rękach i nie odchodziły od szpitalnego łóżka, dopóki matka nie wyzdrowiała.
Pewnego dnia Robert natknął się na klatce schodowej na syna Marii. Niósł torby do domu.
– Nie masz już dość staruszki? – zapytał Robert.
– Mówisz o mojej matce? To ona postawiła na nogi całą naszą czwórkę. W dzieciństwie myła nas, sprzątała i leczyła, a teraz powinienem ją zostawić?.
– No cóż, tak. Zawsze żyło ci się źle i nie porównuj starej kobiety z dziećmi. Ona śmierdzi.
Po tych słowach mężczyzna chciał uderzyć Roberta, ale się powstrzymał. Po jakimś czasie zachorowała również Hanna. Jej syn przyszedł do niej i powiedział:
– Mamo, chciałem ci coś powiedzieć. Stałaś się całkiem bezużyteczna. Chcę się ożenić, potrzebuję mieszkania. Zabierzemy cię do pewnego miejsca. Warunki są tam doskonałe, personel medyczny jest zawsze na miejscu. To jest jak kurort. Przyjadę po ciebie jutro, mamy remont do zrobienia.
– Jakie miejsce? Synu, ja nie chcę. Pozwól mi zamieszkać z tobą. Nie chcę mieszkać sama, – płakała Hanna.
– Mamo, dlaczego zachowujesz się jak mała dziewczynka? Dzieci muszą mieszkać osobno. No już, pospiesz się i przygotuj.
Łzy matki nie powstrzymały Roberta. Kiedy Hanna wyszła na zewnątrz, zobaczyła Marię i jej dzieci. Żartowały i wesoło rozmawiały.
Kiedy zabierali staruszkę, syn Marii zapytał Roberta :
– Gdzie jedzie twoja mama?
– Teraz będzie mieszkać w domu opieki.
– To twoja mama… Ona cię nudzi? Może weźmiemy ją do nas? Ona jest zaprzyjaźniona z moją mamą.
– Nie ma mowy! Mojej mamie nie będzie ciasno, zapłaciłem za jej pobyt i wyżywienie! I nie będzie tam jadła byle czego.
Hanna zmarła dwa miesiące później – na zawał serca. Robert nigdy nie odwiedził matki w tym czasie.