Możesz pomyśleć, że jestem po prostu zmęczona ludźmi i postanowiłam trzymać się z dala od nich, więcej nie chcę przyjmować gości. Ale wcale nie o to chodzi, choć jest w tym część prawdy. Po pięćdziesiątce trochę się zmieniłam.
Jeszcze rok czy dwa lata temu sama zapraszałam przyjaciół i krewnych, ale teraz nawet nie zaproponuję herbaty nieproszonemu gościowi. Dlaczego tak się dzieje?
Pierwszym powodem jest zwykłe lenistwo! Nie jestem już podekscytowana gośćmi i przygotowywaniem wszelkiego rodzaju potraw i ciast. Boję się myśleć, co będę musiała zrobić przed ich przyjściem i po ich wyjściu.
Kiedyś pamiętam, jak przygotowywałam się na przyjazd gości: myłam podłogi, odkurzałam, kupowałam produkty, nakrywałam do stołu, przygotowywałam potrawy i marnowałam z nimi czas.
A kiedy wyjeżdżali, zmywałam górę naczyń, sprzątałam ponownie następnego dnia i zostawałam zmęczona i głodna.
Drugim powodem jest energia ludzi. Niedawno natknąłem się na książkę, która mówi, że energia ludzi wokół ciebie może wpływać na twój stan duchowy.
Po pięćdziesiątce zacząłem źle sypiać, zwłaszcza po gościach, i nie mogę zasnąć do rana.
Trzeci powód to niechęć do ciągłego przebywania w domu. Teraz uważam, że lepiej spotkać się ze znajomymi w parku, w kawiarni, w centrum handlowym, żeby nie siedzieć ciągle między czterema ścianami, między którymi jesteśmy na co dzień.
Chcę po prostu odpocząć i cieszyć się życiem.
Lubię kawiarnie i małe restauracje. Wolę spotykać się z koleżankami w przytulnych miejscach, gdzie jest miło i ładnie pachnie. Uwielbiam próbować nowych potraw, obserwować ludzi przy sąsiednich stolikach i spokojnie porozmawiać przy filiżance kawy lub kieliszku dobrego wina.
Po co zapraszać gości? Przecież dla gospodyni to same kłopoty, a także spore wydatki.
Nie chcę już spędzać pół dnia w kuchni, żeby kogoś nakarmić, a jeśli już kogoś zapraszam, to nawet nie częstuję herbatą. Nie chcę już być gościnna.