Około rok temu wyszłam za mąż za Roberta. Moja mama pomogła nam rozwiązać problem mieszkaniowy, dając nam swoje jednopokojowe mieszkanie.
Uprzedziła mnie jednak, że możemy w nim mieszkać 8 lat, mam młodszą siostrę, a gdy ona osiągnie pełnoletność, mieszkanie zostanie sprzedane, a pieniądze podzielone po równo między nas.
To był dobry układ dla wszystkich. Ślub był piękny, odbył się w restauracji. Za cały bankiet zapłaciliśmy po połowie, ja miałam trochę oszczędności, a Robert dobrze zarabiał.
Dzień po uroczystości mój mąż poruszył kwestię rodzinnego budżetu.
Zaproponował opcję joint-separate. W swoich wyliczeniach wskazał, że aby opłacić rachunki za media, kupić artykuły spożywcze, pójść do kina i kawiarni, musimy się podzielić. Resztę pieniędzy zatrzymujemy dla siebie.
Dla mnie ta kwota była duża, ponieważ moja pensja nie jest zbyt wysoka . Mój mąż zarabia około 30 tysięcy. Od razu ostrzegłam go, że trudno będzie mi wpłacać taką kwotę co miesiąc i generalnie małżonkowie powinni mieć po prostu wspólny budżet.
Robert spokojnie odpowiedział, że oboje powinniśmy równie mocno starać się o naszą rodzinę.
Jeśli więc trudno mi teraz płacić taką kwotę, to powinnam znaleźć lepszą pracę. Mieszkamy w małym miasteczku, dobrze płatnych miejsc pracy jest niewiele. Mój mąż pracuje w firmie swojego krewnego.
Postanowiłam go posłuchać, więc poszukałam dodatkowej pracy. Tak żyliśmy, co miesiąc wypłacaliśmy pieniądze, ja zawsze oszczędzałam na sobie, nic sobie nie kupowałam, trzymałam pieniądze na wypadek świąt, żeby kupić prezenty. Robert żył , kupował sobie drogie ciuchy i perfumy.
Pewnego dnia rozmawialiśmy o wakacjach.
Mój mąż zaproponował wyjazd za granicę i znowu musieliśmy zapłacić za to osobno. Nie miałam czasu, by zebrać tyle pieniędzy, więc skończyło się na tym, że pojechał sam.
Byłam bardzo zraniona, ale nic nie powiedziałam, mój związek był dla mnie ważniejszy. Kilka miesięcy później dowiedziałam się, że fabryka , w której pracowała moja mama, została zamknięta. Bardzo trudno jest znaleźć pracę w wieku 50 lat, a ona ma dorastającą 15-letnią córkę. Przez cały czas mama utrzymywała ją jak mogła , ale jej oszczędności się skończyły.
Mama zadzwoniła do mnie i poprosiła o pomoc. Nie mogłam odmówić.
W tym miesiącu po prostu nie mogłam zaoszczędzić na mieszkanie. Kiedy mój mąż się o tym dowiedział był zły.
“Ani oszczędzać z tobą, ani pojechać nad morze. I jaka może być pomoc dla krewnych z tak małą pensją?” – powiedział Robert.
Po takich słowach powiedziałam mężowi, że rozczarował mnie swoją postawą i egoizmem. A on spokojnie odpowiedział, że wyszłam za niego nie dla jego pieniędzy i w ogóle każdy powinien liczyć tylko na siebie.
Robert jest przekonany, że wszystko powinniśmy robić osobno. Ale ja mam zupełnie inne zasady, uważam, że członkowie rodziny powinni się wspierać. Nie możemy dojść do kompromisu. Teraz nie wiem, czy chcę dalej z nim mieszkać.