Pewnego dnia spotkałam się z koleżanką z klasy. Nie widziałyśmy się od pięciu lat, więc było o czym rozmawiać. Magda podzieliła się swoimi rodzinnymi wiadomościami, z których najważniejszą była regularna obecność w ich domu córki męża.
Na początku nie rozumiałam, o czym mówi, a kiedy Magda barwnie opisała, co się dzieje, nie mogłam znaleźć słów, by skomentować sytuację i siedziałam w milczeniu, słuchając przyjaciółki.
Jej mąż rok temu nie wrócił do domu sam. Była z nim Maria, siedmioletnia dziewczynka, śliczna blond pierwszoklasistka. Jej mąż przedstawił Marię Adamowi i Wiktorii, przedstawiając im ją jako młodszą siostrę. Zrozumieli, że jeśli nie przyjmą Marii do swojej “drużyny”, stracą pieniądze ojca, które wspaniałomyślnie dawał im gdy tylko prosili.
Tak więc szesnastoletni brat i czternastoletnia siostra przywitali swoją najmłodszą siostrę bardzo uprzejmie, poświęcając jej wystarczająco dużo uwagi. Oczywiście dziecko w tej sytuacji było zupełnie niezwiązane z tematem, Maria była po prostu zakładnikiem relacji dorosłych.
Magda z początku nie zaakceptowała gościa, ale po ultimatum męża spędziła weekend z Marią, podczas gdy jej mąż relaksował się z matką dziewczynki ( kochanką).
Zdziwiłam się, zapytałam ją , jak ona to znosi, ale odpowiedź była absolutnie pragmatyczna: A dlaczego nie , kiedy mam dorosłe dzieci, mam wszystko, żyję dla własnej przyjemności, mam ryzykować to wszystko, bo mój mąż widuje się z kimś innym? On nie wie, jak ja od niego odpoczywam…”.
Może czegoś nie rozumiem, ale życie w rodzinie, w której mąż sprowadza córkę od kochanki i szantażuje wszystkich pieniędzmi wydaje mi się całkowicie niemoralne. To moje zdanie i nie mogę potępić Magdy, choćby dlatego, że nigdy nie byłam w takiej sytuacji. W życiu wszystko może się zdarzyć, akceptuję jakiś frywolny romans na boku, zauroczenie, po którym ludzie uświadamiają sobie, że rodzina jest w życiu najważniejsza, ale absolutna rozwiązłość w związkach to coś, czego nie mogę zaakceptować.