Kiedy byłam najbardziej zdesperowana, spotkałem miłość mojego życia – klauna.

Pragnienie posiadania rodziny i dzieci doprowadziło mnie niemal do żebraczego życia. A potem spotkałam miłość mojego życia .

Nigdy nie wychodzę bez szminki – nawet kiedy schodzę na dół, żeby wynieść śmieci. „Musisz, bo nie wiesz, kogo możesz spotkać” – tak mawiała moja koleżanka z pierwszej pracy.

„Tak, tak, tak, kogo mogę spotkać przy śmietniku – co najwyżej klauna…”, odpowiedziałam beztrosko. Nie przestała mi jednak doradzać, jak podrywać mężczyzn i okazało się, że miała rację.

Wiele lat później, niespodziewanie dla samej siebie, przestrzegałam zasady nie wychodzenia z domu bez szminki, stało się to po prostu nawykiem.

Mój pierwszy mąż przylgnął do mnie tylko z powodu moich wspaniałych brzoskwiniowych ust. Ale zdecydowanie, miłość mojego życia przyciągnął widok mnie – ubranej w starą koszulkę i wyblakłe bermudy, z klapkami na nogach, dwiema torbami śmieci w rękach, kudłatymi włosami i świeżą szminką na ustach.

 

O 12 w letnią noc przy śmietniku, i to nie przed moim blokiem, ale jedną przecznicę dalej.
Cóż, nie grzebalam w nim, tylko wynosiłam odpady budowlane z remontu mojego mieszkania , bo nie było mnie stać na luksus płacenia za wywóz śmieci w kontenerze.

Rozkładałam je po trochu, w różnych miejscach, żeby nie rzucały się w oczy wśród innych śmieci w pojemniku.

 

“Mogę ci pomóc, najwyraźniej pokrywa się  zacięła – usłyszałam za sobą męski głos i aż podskoczyłam z przerażenia. Puściłam rączkę pojemnika, z którym się zmagałam, wyrzucając worki w panice. Już miałam rzucić się do ucieczki, gdy potknęłam się o pozostawioną na ziemi torbę nieznajomego, straciłam równowagę. Poleciałam do przodu i wpadłam prosto w jego ramiona. “Cóż, daleko nie uciekłam” – to była moja ostatnia trzeźwa myśl.

Jednak mężczyzna zdołał utrzymać się na nogach i nadal mocno mnie ściskał. Najwyraźniej wyglądałam na kogoś, kto miał zemdleć w każdej chwili. Chciałam krzyczeć, żeby mnie puścił, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk, poruszałam tylko wargami jak ryba wyjęta z wody.

“Spokojnie, nic ci nie zrobię, nie bój się, przepraszam, że tak cię wystraszyłem…

Masz świetną szminkę!” Mówił szybko, jakby bez zastanowienia, ale to ostatnie zdanie zaskoczyło nas oboje.

Ostatnią rzeczą, jakiej się w tej chwili spodziewałam, był komplement, ale najwyraźniej sam też był zaskoczony. Puścił mnie i roześmiał się. Szeroko, otwarcie, tak jak śmieją się mężczyźni. Potem znów zaczął mnie przepraszać, nie przestając się uśmiechać. Stałam jak posąg – milcząca i nieruchoma.

Mężczyzna otworzył pojemnik, pogrzebał w środku kijem, nic mu się nie spodobało, po czym sprawdził moje śmieci i z frustracją rzucił je do innych. W międzyczasie zdążyłam go obejrzeć – nie był ani brudny, ani poplamiony, a krążył po śmietnikach w środku nocy…

Podniósł z ziemi swoją torbę, która wyglądała na starą, ale drogą, i zaproponował, że odprowadzi mnie do domu. “Jeśli nie masz nic przeciwko, oczywiście” – dodał uprzejmie. Tym razem zaskoczyłam samą siebie – skinęłam głową i ruszyliśmy w stronę mojego domu.

Milczałam przez cały czas – no, tylko jakieś 4-5 minut, dopóki nie doszliśmy skrótem do mojego bloku.

Zatrzymałam się przy wejściu, a on wiedział, że dotarliśmy.

“Spotkajmy się jutro w tym samym miejscu, ale wcześniej, na przykład o siódmej” – powiedział nieznajomy, jakbyśmy wracali do domu z randki, która mu się podobała i chciał ją jak najszybciej powtórzyć.

“Dobrze, ale jeśli pokażesz mi, co nosisz teraz w torbie – odparłam, jakbyśmy negocjowali umowę biznesową. “Och, rozczaruję cię – jest pusta.” W środku naprawdę nic nie było. “Powiem ci jutro, czego szukam w koszu, bo najwyraźniej to ty jesteś moim szczęściem, a nie to co zbieram”.

W ten sposób go poznałam , miał niezwykłe hobby polegające na zbieraniu wyrzuconych starych zdjęć, listów, kartek i papierów, których ludzie chcieli się pozbyć po stracie ukochanej osoby, rozstaniu, rozwodzie.

Nie było to łatwe, od czasu aparatów cyfrowych i poczty elektronicznej znajdował ich coraz mniej, ale czasem natykał się na prawdziwe skarby. Zwłaszcza wiosną i latem, kiedy ludzie sprzątali swoje piwnice i strychy.

Powiedziałam mu, że gdybym spotkała go wcześniej, dałabym mu całą masę – uwielbiałam zdjęcia i listy na papierze, więc je drukowałam, ale po rozwodzie rytualnie spaliłam nawet akt ślubu.

Przypomniałam sobie jednak, że zachowałam zdjęcie mojej babci ze ślubu i świadectwo chrztu mojej mamy, które odeszły już z tego świata, ale on odmówił ich przyjęcia. “Zbieram tylko pamiątki, których ludzie chcą się pozbyć” – wyjaśnił .

Nasze spacery trwały do końca lata, kiedy powiedział mi, że odchodzi.
Byłam zaskoczona – opowiedziałam mu wszystko o sobie, o moim byłym mężu, który nie tylko mnie zostawił, ale zdołał zająć moje mieszkanie i teraz mieszkam w wynajmowanym mieszkaniu, które pochłaniało prawie całą moją pensję.

O jego kłamstwie, że chciał mieć dzieci tak samo jak ja, a okazało się, że nie mogłam zajść w ciążę, bo miał operację, więc nigdy nie zostanie ojcem. Boże, nawet nie wierzyłam, że może myć być takim kłamcą i egoistą, a on dumnie powiedział mi o tym w dniu, w którym dostałam wezwanie do rozwodu, nie wiedząc, że złożył papiery.

Wylałam cały swój żal, pretensje i upokorzenie mężczyźnie, z którym wieczorami chodziłam po kontenerach. W końcu okazało się, że odchodzi, gdzie, dlaczego, nie miałam pojęcia. Znalazłam  idealnego słuchacza, o którym wiedziałam tylko, jakie ma hobby. I jego zdrobniałe imię – Emil. Aha, i że lubił moją szminkę.

Tej nocy, kiedy powiedział mi, że odchodzi, znowu zamilkłam, tak jak za pierwszym razem, kiedy się spotkaliśmy. Tym razem jednak nie ze strachu, że zrobi mi coś złego, ale z żalu że już nigdy go nie zobaczę.

Tydzień później otrzymałam kartkę pocztą, na adres bloku, w którym mieszkam.Kolorową pocztówkę z pięknym panoramicznym widokiem z mostów Sekwany w Paryżu. Pozostawiono ją na zewnątrz przy skrzynkach pocztowych, ponieważ widniał na niej tylko napis “Dla Mili”, bez nazwiska, ale numer bloku i wejście były prawidłowe, a podpis “Emil, antykwariusz klaun” dowodził, że to do mnie. Tekst brzmiał: “Mam nadzieję, że nie znajdę tego w śmietniku przed twoim blokiem następnego lata”.

Jego nadzieja się spełniła, dziś ta kartka jest oprawiona i zdobi nasz mały antykwariat w Mieście Zakochanych.

I nie jest na sprzedaż!

 

 

Rate article
Kiedy byłam najbardziej zdesperowana, spotkałem miłość mojego życia – klauna.