Na początku marca wraz z mężem rozpoczęliśmy wolontariat. Ja gotowałam w stołówkach, a mój mąż robił siatki maskujące.
Oczywiście zebraliśmy trochę produktów i rzeczy dla uchodźców. W sobotę mieliśmy dyżur na naszej stacji. Przyjechał pociąg ewakuacyjny.
Małe dzieci płakały, dorośli mieli przerażone oczy. Właściwie to ja sama od czasu do czasu zalewałam się łzami, które szybko wycierałam serwetką.
Właśnie tam ktoś pociągnął mnie tak delikatnie i lekko za kieszeń kurtki. Odwróciłam się i zobaczyłam że obok mnie stała babcia z małym plecakiem:
– „Córeczko, możesz mi powiedzieć, gdzie jest nalana herbata? Jest mi zimno, chcę się rozgrzać.
– Masz, babciu, napij się i rozgrzej.
Babcia wzięła kubek i piła małymi łykami herbatę.
– A ty z kim przyjechałaś? Z dziećmi, wnukami?
– Nie, jestem sama, nie mam nikogo. Dzieci dawno temu wyszły i zostawiły mnie samą.
Gdy to usłyszałam, zacisnęłam zęby, a z oczu popłynęły mi łzy. Nie wdając się w szczegóły, wprowadziłam babcię do środka i pomogłam jej wypełnić papiery. Przyniosłam więcej herbaty i babeczkę. Właśnie wtedy przyjechał mój mąż. Kiedy usłyszał historię babci Olgi, powiedział:
– Niech na razie zostanie z nami. Położymy ją w salonie. Potem zobaczymy.
Myśleliśmy, że babcia zostanie z nami tydzień. Ale ja już się do niej przyzwyczaiłam!
Babcia Olga pomaga mi w pracach domowych i nie mogę powiedzieć, jak dobrze gotuje. I babcia bardzo pomogła mojemu synowi z literaturą. Okazuje się, że w swoim czasie była nauczycielką.
Wiesz, wraz z pojawieniem się babci Olgi w naszym życiu pojawiły się nowe kolory. Kiedy wybuchła wojna, wszystko wydawało się takie szare.
Nie wiedzieliśmy nawet, czy jutro się obudzimy. A babcia Olga stała się naszym promykiem światła. Nawet mój syn nazywa ją babcią. Żyjemy tak już prawie rok.
Oto człowiek, który uciekł przed katastrofą i znalazł nową rodzinę. Oczywiście nie chce się kontaktować z córką i zięciem, a ja nie nalegam.