Tak powiedział mój ojciec, gdy wieczorem wrócił z pracy. Był to przełom tysiącleci, ale problemy z pracą i niskie wynagrodzenia nadal dawały się we znaki. Bywały miesiące, że jedliśmy tylko to, co udało nam się zebrać z ogródka warzywnego.
Główne wydatki budżetu rodzinnego stanowiły żywność, media i środki higieny osobistej. Ojciec z jakiegoś powodu nie rozumiał na co idą pieniądze, więc oskarżył matkę o marnotrawstwo. Po czym zdecydowali, że tym razem ojciec sam pójdzie na zakupy.
Poszedł więc następnego dnia rano z niemałą listą. Nie było go około godziny, a może nawet półtorej. Wrócił, położył torby na stole i z dumą powiedział:
– Proszę, to wszystko jest o połowę tańsze. A ty mówiłaś, że się nie da. Przy okazji kupiłem też trochę kiełbasy.
Następnego dnia mama zrobiła zupę, która według taty była “niezbyt bogata”. A kanapki z kiełbasy, którą kupił dzień wcześniej, nie tylko mu nie smakowały, ale nawet nasz pies odmówił ich zjedzenia.
– Co się dzieje, kochanie – powiedział ojciec do mamy – zawsze świetnie gotowałaś. Dlaczego teraz wszystko jest takie niesmaczne?
Tak, musiało minąć trochę czasu, zanim zrozumiał, że tanie produkty to tanie jedzenie. Jeśli chce się dobrze zjeść, trzeba być gotowym na większe wydatki. Potem moja mama znów zajmowała się zakupami i wszystko wróciło do poprzedniego stanu rzeczy.