Postanowiłam podzielić się z wami tym, jak dramat mojego życia zamienił się w szczęście i jak znalazłam miłość tam, gdzie najmniej się tego spodziewałam.
Marek i ja spotykalismy sie już czasów liceum, potem dostaliśmy się na ten sam uniwersytet i nie miałam wątpliwości, że pewnego dnia się pobierzemy.
Często, nasi najbliżsi przyjaciele brali ślub a my byliśmy drużbami na ich weselach.
I rzeczywiście, pod koniec czwartego roku , ustaliliśmy z Markiem datę naszego ślubu, razem z naszymi przyszłymi teściami znaleźliśmy odpowiednią restaurację.
Ale to nie ja miałam zostać żoną Marka.
Okazało się, że w tajemnicy przed wszystkimi, przez całe trzy lata spotykał się również z inną dziewczyną ze studiów. A ona, chociaż wiedziała, że się pobieramy, robiła wszystko, by zajść z nim w ciążę i zatrzymać go przy sobie. Więc w dniu, w którym miałam zostać panną młodą, inna miała na sobie białą sukienkę.
Nie byłam sobą, czułam, że wariuję i nie chciałam nikogo widzieć. Jedyną osobą, która próbowała wyciągnąć mnie z depresji był Robert.
Dzwonił do mnie codziennie, przychodził do domu i niemal siłą zabierał mnie na spacer. Zabierał mnie do kina, kupował ciasto i lody, mówiąc, że poprawią mi nastrój.
Niedługo po ślubie Marka złożył mi niespodziewaną propozycję – udawajmy że jesteśmy parą, żeby zranić Marka. Wydawało mi się to świetną zemstą. Gdziekolwiek poszliśmy z Robertem, zawsze się przytulaliśmy i całowaliśmy.
Oboje pokazywaliśmy, jak dobrze nam razem i wkrótce wszyscy wiedzieli, że jesteśmy zakochani. Wiadomość dotarła również do Marka , kiedy spotkał nas na mieście, było oczywiste, że wcale nie jest szczęśliwy, widząc nas całujących się.
Serce mało nie pękło mi z żalu.
Bo gdyby byłby mi wierny i nie zrobił sobie dziecka z dziewczyny z college’u, byłabym teraz jego żoną.
Czas mijał, Robert i ja nadal wychodziliśmy razem, aż kiedyś, pewnej nocy, pocałowaliśmy się, nie po to, żeby ludzie widzieli, ale dlatego, że naprawdę tego chcieliśmy, on i ja.
W ciągu roku, w którym udawaliśmy że jesteśmy razem, zakochaliśmy się w sobie. Zdałam sobie sprawę, o ile jest gorętszy od Marka i że naprawdę mnie kocha.
Cóż, stało się to,co się miało stać – w następnym roku pobraliśmy się i można powiedzieć, że byłam naprawdę bardzo szczęśliwa. Na naszym ślubie był oczywiście Mark i jego żona.
Mój były narzeczony upił się i płakał jak dziecko, a jego żona wyszła upokorzona jego zachowaniem, nie czekając na tort weselny.
Od tamtej pory minęło 20 lat.
Robert i ja mamy dwójkę dzieci i nadal się kochamy.
Marek rozwiódł się wkrótce po naszym ślubie i nigdy więcej się nie ożenił.
Czasami nas odwiedza i za każdym razem, gdy pije drinka, nie omieszka wspomnieć, jak bardzo mu się podobam.
Robert ze śmiechem odpowiada: “To nie moja wina, że zachowałeś się jak głupiec, bracie, i przegapiłeś najwspanialszą kobietę na świecie”.