Mark i ja pobraliśmy się późno, oboje byliśmy po trzydziestce. Ani on, ani ja nie mieliśmy własnego mieszkania. Postanowiliśmy wziąć kredyt hipoteczny. Kupiliśmy ładną dwupokojową kawalerkę w nowym budynku, zadłużyliśmy się na remont. Zarabiamy nie najgorzej, ale i tak musieliśmy zacisnąć pasa. Na kilka lat zapomnieliśmy o wakacjach, dobrych markowych ubraniach i restauracjach. Oczywiście cel uświęcał środki. Żyliśmy spokojnie, a potem Mark zaczął mówić o dziecku. Na początku nawet nie chciałam o tym słyszeć, ale potem pomyślałam: kiedy, jak nie teraz? Wiek naciska, po czterdziestce będzie ciężko zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Ponadto pracuję, będą dobre świadczenia macierzyńskie. Ogólnie rzecz biorąc, zdecydowaliśmy się. Na pierwszym USG mieliśmy niespodziankę. Byłam w ciąży z bliźniakami! Mark śmiał się: “To nic wielkiego, dwójka od razu”.
Co więcej, później dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli chłopca i dziewczynkę.
Dzieci urodziły się wcześniej, w trzydziestym czwartym tygodniu. Pojawiły się problemy zdrowotne, dzięki Bogu niezbyt poważne, ale cały nasz zapas poszedł bardzo szybko. Kiedy dzieci miały rok, zadzwonił mój szef i poprosił, żebym wróciła do pracy. Zastanowiliśmy się z Markiem i zdecydowaliśmy, że tak. Pieniędzy brakowało katastrofalnie, chociaż Mark znalazł drugą pracę i prawie cały czas nie było go w domu.
Zaczęliśmy zastanawiać się, co zrobić z dziećmi. Zatrudnienie niani jest bardzo drogie i zostawienie dzieci z obcą osobą jest trochę przerażające. Moja mama jest chora, ma ciągłe zabiegi, a i wiek już jej nie pozwala aby siedzieć z maluchami. I wtedy moja teściowa zaoferowała pomoc. Była na emeryturze, ale nadal pracowała. Teściowa powiedziała, że jest już zmęczona, zrezygnuje i będzie siedzieć z wnukami. Mark jest jej jedynym synem i chce pomóc. A mieszka niedaleko nas, jeden przystanek dalej. Będzie przyjeżdżać rano, a wieczorem Mark odwiezie ją po pracy do domu.
Zgodziliśmy się , było idealnie. Babcia to nie obca osoba. I nie jest to dla nas zbyt drogie. Oczywiście nie byliśmy zarozumiali. Lodówka zawsze była pełna jedzenia, jadała u nas. Do tego raz w tygodniu jeździliśmy do hipermarketu na zakupy spożywcze i też coś dla niej braliśmy. Towary, środki czystości. Marek zaczął też płacić za jej wydatki, trochę , ale jednak. Byłam bardzo szczęśliwa.
A ostatnio miała miejsce bardzo nieprzyjemna sytuacja, po której nie wiem, jak dalej porozumiewać się z teściową. Pewnego wieczoru siedziałyśmy razem, piłyśmy herbatę i teściowa powiedziała, że chce jechać na wakacje na Cypr. Ma tam pojechać do koleżanki i chciałaby też wygrzać boki na słońcu. A my mamy zapłacić za jej wakacje. Jak to ? Zrezygnowała z pracy, by opiekować się naszymi dziećmi! Nie bierze od nas ani grosza, ale mogłaby!
Mój mąż i ja byliśmy zszokowani jej tyradą. Byliśmy tak oszołomieni, że na początku nie mogliśmy nawet znaleźć żadnych argumentów. Marek zaczął się oburzać, bo prosiliśmy jej , sama zaproponowała, że posiedzi z naszymi dziećmi! Chciała rzucić pracę i odpocząć.
Muszę przyznać, że nasze dzieci są dość spokojne, teściowa zawsze miała czas na obejrzenie serialu i wypicie kawy.
Nie mamy pieniędzy, aby zapłacić za jej podróż, nie najtańszą, nawiasem mówiąc. Sami już dawno zapomnieliśmy, co to w ogóle jest morze , a co dopiero zagranica. Więc teściowa szybko wyciągnęła kalkulator i wyliczyła ile kosztują usługi niani, ile siedzi z dziećmi i kwota okazała się całkiem imponująca. Ale początkowo nie było mowy o zapłacie! I to nie my byliśmy inicjatorami, to ona to zaproponowała! W każdym razie pokłóciliśmy się. My uważamy, że mamy rację, a teściowa, że jesteśmy zobowiązani zapłacić za jej usługi, bo zrezygnowała przez nas, bo inaczej sama by zaoszczędziła na wyjazd.