Studiowałem prawo na uniwersytecie. Dzięki pomocy rodziców było mnie stać na mieszkanie z dwiema sypialniami. Oboje dobrze radziliśmy sobie w pracy i dobrze zarabialiśmy. Nasze życie układało się gładko i niczego nam nie brakowało.
Moja żona jest wspaniałą kobietą. Jest piękna, skromna i życzliwa. W domu jest zawsze czysto i schludnie. Po pracy z niecierpliwością czekam na powrót do domu, gdzie żona ugotowała dla mnie pyszny obiad. Wielu z Was powiedziałoby: “Nie masz na co narzekać! Powinieneś być zadowolony ze swojego życia!”. Ale ja już nie chcę być szczęśliwy. Odkąd dowiedzieliśmy się, że nie możemy mieć dzieci, moje życie stało się piekłem.
Odwiedziliśmy wszystkich lekarzy, chodziliśmy do wróżbitów i uzdrowicieli. Chodziliśmy do kościoła i usilnie się modliliśmy. W końcu po prostu się poddaliśmy… Okazało się, że nic więcej nie możemy zrobić, bo moja choroba jest nieuleczalna.
Zacząłem się czuć tak, jakby żona mnie unikała. Nie spędzaliśmy już razem wieczorów – ona czytała książki w jednym pokoju, a ja oglądałem telewizję w drugim. Kiedy w końcu powiedziała mi, że jej przyjaciółka znalazła jej pracę wi że chce zacząć wszystko od nowa, póki jest młoda, nie mogłem się z nią nie zgodzić.
Następnego dnia spakowała się i wyjechała. O mojej chorobie dowiedziałem się dopiero dwa lata po naszym ślubie. Nie miałem pojęcia, że może ona powodować takie komplikacje. Teraz pamiętam smutne spojrzenie mojej mamy, gdy braliśmy ślub, i jej słowa: “Ach, dzieci, co ja zrobiłam!”.
Wtedy nie zwróciłem na nie uwagi, ale teraz rozumiem, jak przerażające znaczenie miały te słowa. Mam pełną świadomość, że życie się nie kończy.
Nie chcę szukać kobiety na siłę. Chciałbym najpierw uleczyć swoje serce i zakopać smutki po małżeństwie, w którym żyliśmy szczęśliwie przez 5 lat. Doskonale rozumiem moją żonę, która chce mieć dzieci, a ja nie mogę jej tego dać. Pozwolić jej na romans? Adoptować dziecko? Ona chce być matką swojego własnego dziecka. A w domu wciąż jest cicho i smutno.