– Moje dzieci są dobrze utrzymane, mam grosz przy duszy, będę pobierał emeryturę.

Kilka miesięcy temu pochowali mojego sąsiada, Fedora. Znaliśmy się od kilkunastu lat, cały czas mieszkając obok siebie. Znaliśmy się nie jako przypadkowi znajomi, byliśmy przyjaciółmi rodziny, dzieci dorastały na naszych oczach, Fedor i Swietłana mieli ich pięcioro. Rodzice kupili im wszystkim domy, ciężko pracowali, zwłaszcza Fedor, był znanym w mieście mechanikiem, na miesiąc do przodu była długa lista oczekujących na niego, a właściciel nowoczesnej stacji obsługi po prostu modlił się o doświadczonego mechanika, który potrafił ze słuchu rozpoznać każdą usterkę silnika, prawdziwego mistrza w swoim fachu.

Na krótko przed śmiercią, po ślubie najmłodszej córki, Fiodor jeździł na motorowerze i odpoczywał, a jego energiczny chód zmienił się na spokojny, typowy dla starych ludzi. A przecież właśnie wiosną skończył 59 lat… Wziął urlop w pracy, skarżąc się, że szef błagał go, żeby wyszedł za dziesięć dni, żeby nie stracić klientów, ale Fedor nie zamierzał wyjść. Dzień przed planowanym wyjazdem poszedł na rozmowę z przełożonymi i poprosił o zwolnienie w spokoju, obiecując, że od czasu do czasu pomoże, jeśli naprawdę utknie w martwym punkcie.

Z jakiegoś powodu nie powiedział nic żonie, a rano, kiedy musiał się przygotować do wyjazdu na stację benzynową, przeciągnął się, przewrócił na drugi bok i znowu zasnął. Swietłana przybiegła z kuchni, gdzie już układała śniadanie, i splunęła rękami:

– Czy ty jeszcze śpisz? Komu ja zrobiłam śniadanie? Zimno będzie!
– Zjem zimne, nie pójdę do pracy…
– Jak to nie pójdziesz do pracy? Oni na ciebie czekają, liczą na ciebie!
– Nie idą, wczoraj zrezygnowałem…
– Przestań żartować, on odszedł. Wstawaj!

Swietłana żartobliwie ściągnęła z męża koc, ale on nawet nie pomyślał, żeby wstać, skulił się i znowu zakrył oczy.

– Jestem zmęczony, Swieto, wyczerpałem swój czas życia… Jak ten silnik po trzecim remoncie… Dzieci są dobrze utrzymane, ja mam za sobą kopiejkę, będę się starał o emeryturę…
– Jaka emerytura, dzieci mają dużo pracy, mają remonty, muszą się rozbudować, muszą zmienić meble, Sasza chce kupić samochód, kto im pomoże?
– Niech sami spróbują sobie pomóc, ty i ja, dzięki Bogu, nie obraziliśmy się na nich z pomocą…

Swietłana przyszła do mnie w kompletnym zamieszaniu i opowiedziała mi swój poranny dialog. Poprosiła o radę, a ja podzieliłam się z nią moimi spostrzeżeniami na temat zmian w zachowaniu Fedora:

– On jest naprawdę zmęczony, jeśli sam o tym mówisz, nie popychaj go do pracy, niech naprawdę dobrze odpocznie, a nie chłopiec cały dzień pod samochodami, żeby kręcić nakrętki, niedawno o zmierzchu i nie poznałem go – chodzi jak dziadek, pochylony, powłóczy nogami, podszedł bliżej, nawet zdziwiony, że to twój Fedor tak się szamocze. I to samo powiedział do mnie, kiedy usłyszał, że go nie poznaję: “Jestem zmęczony…”

Ale z jakiegoś powodu Swietłana nie potraktowała mojej opowieści poważnie:
– On ma na sobie moping, to całe zmęczenie! Zbiorę wszystkie dzieci, niech mu powiedzą, ile pracy trzeba wykonać!
– Swieta, tego wszystkiego nie możesz zrobić, ile lat ma twój najstarszy? 45, jeśli się nie mylę? Niedługo sam będzie dziadkiem, a ty jeszcze chcesz mu pomagać, niech dzieci ci pomogą, starość stoi u progu.

Sąsiadka obraziła się wtedy na mnie i wyszła.

Tydzień później u Fedora i Swietłany zebrały się wszystkie dzieci. Siedzieli przy dużym stole, było dużo hałasu, ale w powietrzu czuć było pewne napięcie. Wszyscy rozumieli, że zebrali się z jakiegoś powodu, ale “z okazji”.

Swietłana otworzyła radę rodzinną:
– Nasz ojciec ma przejść na emeryturę, co wy na to, naradźmy się. Pomóc wtedy już nie będziemy mogli, a sami będą musieli podciągnąć się za pas…

Fedor wtrącił się:
– Po co się napinać, zobaczcie, jakie mamy dzieci – pięcioro, wszystkie pracują, nie mogą wyżywić nas dwojga, my oboje wyżywiliśmy tę piątkę, i nie tylko wyżywiliśmy, i postawiliśmy na nogi, nikt nie jest biedny. Nie robię wyrzutów, tylko wspominam nasze życie, a tak powinno być, że rodzice powinni pomagać swoim dzieciom. Tylko teraz my też chyba potrzebujemy pomocy, mnie jest trudno pracować, boję się, że spadnę tam, na windzie na stacji benzynowej…

Po krótkiej przerwie dzieci zaczęły mówić. Najstarszy, Anton, był pierwszy. Nie zaczął od pytania, jak się czuje ojciec, ale od długiej listy własnych spraw i problemów, a rezultat był następujący:
– Przykro mi, ale nie mamy tyle pieniędzy, żeby ci teraz pomóc, może z czasem…

Wszystkie inne dzieci zgłaszały się w podobnym duchu. Niektóre potrzebowały nowego mieszkania, inne chciały mieć samochód i wszystkie miały nadzieję, że rodzice, jak zwykle, w znacznym stopniu przyczynią się do realizacji ich planów. Nikogo nie interesowało, w jaki sposób ojciec i matka stworzyli te “wkłady”.

W końcu Fedor wstał od stołu i powiedział smutno:
– No cóż, skoro wszyscy mnie wozicie do pracy, to będę chodził do pracy, dopóki będę mógł…

Następnego dnia Swietłana znowu przyszła do mnie i, jakby wracając do naszej rozmowy, powiedziała:
– No, a mówiłaś, dzieci przyszły, porozmawiały z ojcem i poszły do pracy, jak na złość, a potem – “zmęczona, zmęczona”! Ja też byłem zmęczony, i co teraz?

…Fedor pracował na stacji paliw przez trzy dni. Z warsztatu zabrała go karetka. Nic nie można było zrobić z jego zmęczonym sercem, a wszystkie dzieci znów zebrały się na pogrzeb i stypę. Oczywiście, my też tam byliśmy, słuchając dzieci, wspominając ojca, rozmawiając o tym, jakim był dobrym człowiekiem dla nich i dla wnuków. Bardzo chciałam zapytać: “Więc dlaczego nie zapewniliście mu bezpieczeństwa, przecież was o to prosił!”.

Taka smutna historia spotkała naszą sąsiadkę. Swietłana mieszka teraz sama, oszczędzając na wszystkim, bo dzieci mają wiele własnych nierozwiązanych problemów…

 

Rate article
– Moje dzieci są dobrze utrzymane, mam grosz przy duszy, będę pobierał emeryturę.