To był ciężki poranek… Spodziewaliśmy się mojej córki i jej narzeczonego , myślałam, że ich przyjazd mnie zrelaksuje , ale moje nadzieje się nie spełniły… O szóstej rano zadzwonił dzwonek do drzwi, kiedy mój mąż poszedł otworzyć, prawie zemdlał – na progu stała matka narzeczonego mojej córki razem z mężem. Przyjechali na ślub, który miał się odbyć dopiero jutro… Najbardziej wkurzyło mnie to, że nawet nie uprzedzili nas o swoim przyjeździe. Po prostu postawili nas przed faktem dokonanym, powiedzieli:
-Co w tym złego, jesteśmy teraz praktycznie rodziną!
Jeśli powiem, że ich przyjazd nas zaskoczył, to nic nie powiem, ale nie mogłam ich wyrzucić. Zapytałam ich tylko, dlaczego są tak wcześnie. Jego mama powiedziała, że sąsiad jechał w tym kierunku i ich zabrał. Potem dodała, że mieli dużo bagaży, a autobus nie jest zbyt wygodny z bagażami…
No tak, przywieźli swoje bagaże… Jego mama z toreb wyładowała ogórki i wędzone kurczaki. W drugiej torbie słychać było stukot butelek. Krótko mówiąc, robiła co chciała i nie obchodziło jej nasze zdanie…
Postanowiłam, że nie dam się nakręcić, poczęstowałam ich herbatą i wysłałam ich do naszego drugiego mieszkania. Powiedziałam im, żeby wzięli ze sobą torby. Mój małżonek ich tam zawiózł.
Boże, jak ja nie znoszę tej kobiety , mam do tego pewne powody. A ona ma plany ( i nie obchodzą jej moje plany), jutro idziemy razem do salonu się upiększyć, i nie chce słyszeć, że teraz trzeba się wszędzie umawiać z wyprzedzeniem.
Zaplanowaliśmy z mężem, że dziś wieczorem porozmawiamy z dziećmi w spokoju. A teraz musimy też do nich zadzwonić. Pewnie przywiozą ze sobą alkohol i będą nam kazali pić …