Jestem zwykłym nauczycielem, który utrzymuje się głównie z korepetycji. Moja żona i ja mieszkamy w małym domu, więc nie mam miejsca do nauczania i chodzę do uczniów.
Pewnego dnia, w drodze do domu mojej uczennicy , zauważyłem troje dzieci – dwie małe dziewczynki i chłopca. Miały na sobie brudne ubrania i wyglądały na zaniedbane. Pukały do drzwi małego domu przez długi czas, ale nikt nie spieszył się z ich otwarciem. Najmłodszy chłopiec nie mógł dłużej czekać i zaczął płakać.
Zapytałem, czy wszystko w porządku, a starsza dziewczynka, około sześcioletnia, powiedziała, że tak, więc poszedłem do ucznia.
Lekcja minęła szybko, mam bystrą uczennicę, więc mogłem wracać do domu w dobrym nastroju, ale te dzieci nie dawały mi spokoju.
– Szedłem do was, trójka dzieci pukała do domu naprzeciwko, kto tam mieszka i nie chciał otworzyć im drzwi?- Postanowiłem zapytać matkę uczennicy.
– Och, to nieszczęście wszystkich sąsiadów- odpowiedziała kobieta z przygnębieniem – Ich matka mieszka w tym domu. Jej starsza czwórka została już jej odebrana, ale co roku rodzi nowe. I gdyby tylko była dla nich dobrą matką… kiedy zaczyna wychodzić i pić, dzieci radzą sobie same. Wszyscy sąsiedzi je przygarniają. Karmią je, dają im ubranka, z których ich własne dzieci wyrosły. Wygania je na dwór , gdy ma “gości”.
– Dlaczego tego nie zgłosicie?
– Och, pukaliśmy do wszystkich drzwi, ale oni po prostu mówią, że wkrótce tu będą, a nie było ich od miesięcy! Dzieci siedzą na ulicy całymi dniami, a kiedy niektórzy sąsiedzi są w domu, zabierają je do siebie, ale kiedy są w pracy, siedzą tak… Nie wiem, jak to będzie, kiedy zacznie się zima… Będą marznąć i chorować…
Wróciłem do domu z ciężkimi myślami. Dzieci nadal siedziały na schodach, ale już nie pukały, musiały być zmęczone.
Wciąż nie docierało do mnie, że matka celowo nie wpuściła dzieci do domu, bo miała gości …. Dlaczego więc je urodziła? Bo takie dzieciństwo to raczej kpina.