Kiedy poznałam mojego męża, byłam już po trzydziestce. Wcześniej byłam w związkach z mężczyznami, ale nic z tego nie wyszło. Od 26 do 30 roku życia byłam zdana na siebie, byłam samotną kobietą, która dzień i noc pracowała, starając się zarobić więcej niż potrzeba, aby kupić dom. I udało mi się go kupić. Radość nie miała granic, bo przez całe życie polegałam tylko na sobie. Dwa lata później poznałam mojego męża.
Powiedzieć, że łączyło nas jakieś niesamowite uczucie, szalona miłość – nie, to nie było to. A o jakim romansie można mówić, gdy jest się już po trzydziestce. Chcę żyć spokojnie, wygodnie i najlepiej z mężczyzną, który nie będzie stwarzał dodatkowych problemów.
Jednym słowem, Tomek właśnie taki mi się wydawał. Spokojny, umiarkowanie radosny. Tak, to oczywiście źle, że nie miał własnego mieszkania. Ale ja nie byłam chciwa – przyjęłam go do swojego domu, a on wydawał się ze wszystkiego zadowolony.
Poza tym nie każdy mężczyzna ma szczęście spotkać kobietę, która od razu będzie miała dom. A tu nie trzeba płacić czynszu, żyje się spokojnie, dopóki w związku wszystko jest w porządku. Tak żyliśmy przez siedem lat. Nie mieliśmy dzieci. Ja byłam bardzo zajęta pracą, podobnie jak mój mąż.
Pracował cały dzień, a potem wracał do domu tylko po to, żeby się przespać. Jakie dzieci? Myślałam o tym, oczywiście, ale może trochę później. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach można mieć dziecko nawet w wieku 50 lat, jeśli tylko są na to pieniądze.
I tak tydzień temu siedzieliśmy sobie spokojnie przy stole, jedliśmy śniadanie. A on pyta mnie wprost : kiedy zamierzasz mnie u siebie zameldować. Mówi, że musi się wymeldować od matki, żeby ta mniej płaciła za media. Mieszka ze mną od siedmiu lat. Powiedziałam mu, że nigdy tego nie zrobię. Nie mieszkamy razem wystarczająco długo, żeby go zameldować. A jaki to ma sens?
Mój dom jest mój – chcę kogoś zameldować to zamelduję , nie chcę to- nie. Kogo to obchodzi. Mógł sobie kupić własne mieszkanie. Zwłaszcza że pensję miał przyzwoitą, większość albo gdzieś odkładał, albo co z nią robił – nie wiem. Nigdy mnie to nie interesowało. Łączyliśmy nasze pieniądze na podstawowe rzeczy, a z resztą wypłaty robiliśmy, co chcieliśmy.
W każdym razie po tej rozmowie wyszedł do pracy i nie wrócił wieczorem do domu. A rano napisał mi SMS-a, że wnosi pozew o rozwód. Powodem było to, że mu nie ufam. To tyle, jeśli chodzi o wiadomości. Wciąż nie mogę uwierzyć, że mój mąż to zrobił. Nie chodzi o to, że mu nie ufam. W życiu zdarzają się różne rzeczy i nie ma żadnej gwarancji, że on i ja będziemy razem przez całe życie. Nie zamierzam z nikim dzielić domu. Bardzo ciężko pracowałam, jest mój. A ponieważ mój mąż był ze mną tylko w tym celu, pozwolę mu odejść.