Kiedy byłam mała, myślałam, że nie ma nic wspanialszego niż bycie dzieckiem. Moje koleżanki spieszyły się, by dorosnąć – zakładały sukienki i buty swoich matek, a ja nie chciałam zostawiać swoich zabawek, klocków i kredek.
Użyłam ich do namalowania naszej szczęśliwej rodziny – mnie, taty trzymającego mnie z jednej strony i mamy trzymającej mnie za rękę z drugiej.
W oddali widać babcię i dziadka, którzy uśmiechają się od ucha do ucha. Kto mógł wtedy przewidzieć, że po naszej szczęśliwej, dużej rodzinie nie pozostanie żaden ślad?
Kochające oczy mojego ojca…
Tata był inżynierem, wiecznie pochłoniętym pracą przed komputerem, a w czasie, gdy jego oczy nie wpatrywały się w ekran komputera, patrzyły szaleńczo zakochane na mamę. Tymi kochającymi oczami podziwiał każde jej dziwactwo – ekscentryczne ubrania, uduchowione książki, dziwnie kudłatych przyjaciół.
Na późniejszym etapie zaczął akceptować jej częstsze wyjazdy służbowe, to, że spóźniała się po pracy, to, że na kolację jedliśmy dziwną, podobno azjatycką sałatkę, bo mama przepraszała, że nie ma czasu ugotować.
Tata połykał niezwykłe sałatki mamy z taką samą łatwością, z jaką połykał jej kaprysy – każde z nich zamieszkiwało swój własny, oddzielny pokój, a śniadanie było punktem kulminacyjnym zżytej rodziny.
Patrzył, jak wskazówka zegara przyspiesza rano i zdawał sobie sprawę, że znów spóźni się do pracy, ale posłusznie czekał, aż mama, zaspana, zaparzy aromatyczną herbatę “budzącą”, jak ją nazywała, posmaruje tosty pastą z awokado, a następnie przykryje je bekonem.
Każdego ranka mama robiła to samo śniadanie, każdego ranka tata się spóźniał, ale każdego ranka cierpliwie to znosił, jeśli tylko mama była szczęśliwa.
Zaczęła uczęszczać na kursy praktyk duchowych, potem na zajęcia jogi, aż w końcu zakochała się w swoim nauczycielu jogi.
Pewnego wieczoru, z typową dla siebie szczerością, oznajmiła to jemu i mnie: że jest zakochana, że jej serce ma prawo żyć, że jesteśmy dla niej ważni, ale że ona sama bardzo potrzebuje miłości.
Logicznie rzecz biorąc, zastanawiałam się wtedy dziecinnie: czy kochałam ją trochę za mało, czy kochałam ją za mocno, i nie mogłam tego zrozumieć?
Tata nie wściekał się, nie robił afery, zaszył się w komputerze i wyglądało to tak, że już tam pozostanie. Tak czy inaczej, mieszkali w osobnych pokojach. Prawie nic się nie zmieniło poza moim zachowaniem w szkole – stałam się agresywna i wybuchowa.
Dziadek wziął na siebie opiekę nade mną – zabierał mnie do parków, na place zabaw, odrabiał ze mną lekcje, ocierał mi łzy i rozmawiał ze mną o tym, że rodzina jest stworzona do bycia całością i jednością.
Kiedy mama złożyła pozew o rozwód, żeby oficjalnie rozstać się z tatą, babcia nie mogła tego znieść i wkrótce potem odeszła. Dziadek, z żalu po niej i nie chcąc widzieć kawałków swojej rozbitej rodziny, powoli zaczął tracić wzrok. Utrzymywał kontakt z tatą i z dumą nadal nazywał go “swoim zięciem”.
W dziecinny sposób czułam, że coś jest nie tak, ale nie rozumiałam dokładnie co. Aż pewnego dnia, prawdopodobnie pod wpływem rozmów z dziadkiem, wyszukałam w notesie mamy numer telefonu do jej kochanka ,i zadzwoniłem do jego żony. Zapytałam ją, czy wie, że jej mąż spotyka się z moją mamą.
Tego dnia to było tak, jakbym złamała mamie serce – jej kochanek wrócił do rodzinnego gniazda, a mama została sama na całe życie. Nie jestem pewna, czy przez te wszystkie lata mi wybaczyła. Nie wybaczyła mi też wtedy, gdy widziała jak wychodzę za mąż za Roberta, nie wybaczyła mi też wtedy, gdy urodziłam Weronikę – moją córkę.
Nie zdając sobie z tego sprawy, nosiłam w sobie własną, ale podobną do jej ekscytację życiem – wciągnęłam Roberta i Weronikę we wspinaczkę skałkową. Następnie, aby nie popaść w rutynę,zapisałam się na lekcje pływania.
Basen zdawał się pochłaniać moją złość – na świat, na pracę, a czasem na Roberta, który coraz bardziej wydawał mi się nudny i nieciekawy.
Nie chciałam przyznać, nawet przed samą sobą, że zaczynam coraz bardziej przypominać swoją mamę. Zrozumiałam ją dopiero wtedy, gdy bezlitośnie zakochałam się w moim trenerze pływania, Arturze. Czułam, że Robert i Weronika to za mało, że potrzebuję więcej wolności i miłości.
Zostawiłam Weronikę z dziadkiem i wskoczyłam do samochodu, żeby szybciej dotrzeć do Artura. Weronika pytała mnie, dokąd jadę, a mój teraz niewidomy dziadek mocno ściskał jej dłoń i głaskach jej głowę. Moja miłość stała się jeszcze bardziej intensywna w ostatnich miesiącach, aż pewnego dnia czekałem trzy godziny na Artura, ale on nie przyszedł.
Kiedy zapytałem go na basenie, co się dzieje, powiedział, że w jego życiu jest tylko jedna kobieta i jest nią jego żona. To było tak, jakby wbił mi nóż w moje serce . Zalana łzami pobiegłam do jedynej osoby, która mnie rozumiała – dziadka. Szlochając, rzuciłem mu się na szyję, próbując wyjaśnić, jak ktoś odebrał mi miłość mojego życie.
I wtedy zauważyłam łzy w jego oczach. I zrozumiałam wszystko. Dziadek zadzwonił do jego żony, tak jak ja kiedyś. Dziadek odebrał mi miłość,- “Z powodu Weroniki” – ledwo mógł to wypowiedzieć.
Trzy żeńskie życiorysy…
Od miesięcy próbuję “załatać” dziurę w swoim serce, a ono nie przestaje boleć. Z tym krwawiącym z bólu sercem udało mi się odbudować relację z matką i zrozumieć, że przeznaczeniem kobiety jest dźwiganie ogromnego, czasem przytłaczającego ciężaru bycia córką, żoną i matką. Ciężar, ponieważ każda z tych trzech kobiet mogłaby cierpieć.
Nie wiem, czy Robert mi wybaczy, czy mnie zrozumie, ale niezaprzeczalnie tata zyskał w moich oczach – swoją bezwarunkową miłością do mamy i do mnie, a także swoją ogromną mocą zarówno wybaczania, jak i dawania człowiekowi szansy na wolność. Wtedy to nie on, ale ja sięgnęłam po notes mamy.
Teraz ten, który mnie wtedy pocieszał, poświęcił moją miłość – dla dobra mojej córki, ale też dla mojego własnego dobra.
Bo wolność, jak się okazało, nie tkwi w ulotnej sile pozamałżeńskiej potajemnej miłości, ale w otwartym i godnym rodzinnym szczęściu. I nie pozostaje mi nic innego, jak zaufać niewidzącym, ale mądrym oczom dziadka, przez które kiedyś odkrywałam świat.