Mieszkam w małym miasteczku w górach. Mam znajomego górala, w którego domu trwa wieczna wojna.
Ma córkę, pielęgniarkę, która niedawno się rozwiodła, i syna, starego kawalera, który ciągle wyjeżdża za granicę, żeby pracować za większe pieniądze niż w kraju.
A kiedy wraca, jego matka i ojciec zwykle zaczynają się o nie upominać, bo mają do spłacenia pożyczki.
Przeważnie daje im trochę pieniędzy , ale czasami się buntuje i dochodzi nawet do bicia, ponieważ ciągle go szantażują i domagaja sie pieniędzy.
Ich córka mieszka w dużym mieście i kiedy przyjeżdża, też proszą ją o pieniądze na opał lub na coś innego.
Kiedy ją zdenerwują, zaczyna krzyczeć i szarpać się z matką za włosy.
A kiedy góral wypije 2-3 kieliszki alkoholu, kłuci się również z żoną.
Wszyscy omijają ich z daleka, bo gdy przechodzi się obok ich domu, wiecznie słychać stamtąd krzyki i wrzaski.
Nie rozwodzą się, i awantury się nie kończą.
A w dzień świąteczny, kiedy idą do kościoła, idą cicho i pokornie i mówią każdemu, kogo spotkają: “Niech cię Bóg błogosławi!”.
Ale kiedy przekraczają próg swojego domu, kłótnie zaczynają się od nowa. I tak żyją od ponad 40 lat.
Może by się zastanowili, co inni o tym myślą?