Odebrałem jej przyszłego męża, ale los ukarał mnie okrutnie.
Anna i ja zaprzyjaźniłyśmy się w ostatniej klasie liceum. Obie byłyśmy uczennicami, obie z ambicjami, obie zbyt krytyczne w stosunku do kolegów. Ale potem stało się coś, co rozdzieliło nas na zawsze.
Ukończyłyśmy szkołę średnią w naszym małym miasteczku ze złotym paskiem i kontynuowałyśmy studia.
Widywałyśmy się w wakacje, czasem kiedy jedna z nas nie ukończyła jeszcze sesji, to druga przyjeżdżała do niej – przygotowywała śniadanie i kawę, a wieczorem szłyśmy razem na dyskotekę.
Marzeniem naszym było zostać i zamieszkać w dużych miastach. Im bardziej stawałyśmy się wybredne, tym czas szybciej pędził i tak zostałysmy na studiach jedynymi dziewczynami, bez mężczyzny u boku.
Moja mama powtarzała mi, że kiedy będę studentką, moje możliwości w wyborze partnera na męża będą znacznie większy niż póżniej , kiedy będę już pracować, bo wtedy większość moich kolegów będzie już żonatych, ale kto zwracał na to uwagę.
Zaczełyśmy pracować w jednym zakładzie . Dwa miesiące pożniej, Mark i Robert też zatrudnili sie w naszej firmie. Ania związała się z Markiem, a ja z Robertem. Z czasem nasz związek stał się poważniejszy. Marek miał duże swoje mieszkanie, a Robert mieszkał z rodzicami.
Moja idylla z Robertem trwała kolejne dwa lata, a gdy miałam skończyć 28 lat, wyjechał z rodzicami za granicę.
A ja wykorzystałam chorobę Anny, by zdobyć jej chłopaka.
Ania nadal spotykała się z Markiem. Byli do siebie coraz bardziej przywiązani. Anna była jednak trochę uparta, lubiła mieć swoje zdanie. Ale Marek lubił ją taką.
Czasami mówiła mi, że ich miłosne igraszki były ostatnio rzadsze, ponieważ cały czas czuła się zmęczona. Pomimo zmęczenia, każdego wieczoru sprzątała jego wyremontowane mieszkanie, które przygotowywali powoli do życia jako rodzina. Opisała mi nawet dokładnie, jak wyobrażała sobie umeblowanie.
Zaczęli od sypialni – tam wstawili duże, piękne łóżko, Ania lubiła je nazywać “naszym łącznikiem”.
Kiedy jednak dotarli do salonu, Anna trafiła do szpitala – okazało się, że przyczyną jej ciągłego zmęczenia jest anemia , i że czeka ja dłudotrwałe leczenie w szpitalu.
Uczynił mnie swoją żoną.
Marek i ja odwiedzaliśmy ją, żartowaliśmy z nim na różne tematy. Każdego dnia myślałam o tym, że wybór Anny był o wiele lepszy niż mój. Marek miał przed sobą dobrą karierę wojskową w stolicy.
W rzeczywistości był świetną partią. Zrobiłam wszystko, żeby wylądować z nim w łóżku. Popsułam relację między Anną i Markiem, Mark i ja kochaliśmy się bardziej.
Dałam z siebie wszystko, żeby uwierzył, że jestem lepsza od niej. Weszłam w butach ślubnych, niesiona na rękach przez mojego męża Marka do domu, który Anna posprzątała i umeblowała.
Tylko czasami, kiedy byłam sama w mieszkaniu, wydawało mi się, że słyszę głos Anny mówiący mi: “Tu będzie nasza sypialnia, tu będzie nasz salon, a tu kuchnia. A w tym pokoju będą dorastać nasze dzieci”.
Moja była koleżanka znalazła sobie partnera.
Anna i ja, oczywiście, już się tak nie przyjaźniłyśmy, ale nigdy nie powiedziała mi, że ma do mnie o to jakiś żal lub pretensje. Mruknęła tylko cicho: “Dzięki losowi, że stało się to w porę”. Przez kilka lat była sama, a potem wyszła za mąż za Pawła – rozwodnika z dorosłą córką.
Anna znalazła świetny sposób , aby dogadać się zarówno z pasierbicą, jak i jej przyszłą teściową. Po roku przeprowadzili się do stolicy i kupili duże mieszkanie. Przez kilka lat nie mieli dzieci. Ja natomiast z radością uczyniłam Marka ojcem niemal natychmiast.
Urodziłam mu syna, a trzy lata później córkę. Urządziłam ich pokój dziecięcy – ten sam, w którym Anna powiedziała, że będzie wychowywać swoje dzieci. W szóstym roku naszego małżeństwa Anna urodziła córkę, a zaraz potem syna.
Były chwile, kiedy zastanawiałem się, jak mogłem zachować się tak podle, ale kiedy zobaczyłem, jak bardzo Marek mnie kocha, pomyślałam sobie, że to było przeznaczenie.
Jednak z biegiem lat, wiedząc, że zbyt łatwo jej to odebrałem, rozwineła się u mnie, niemal patologiczna zazdrość i strach przed innymi kobietami.
W każdym kobiecym spojrzenu widziałam kogoś, kto chce ukraść mi męża i wprowadzić się do mojego domu.
Anna znalazła szczęście, a ja miałam nieudaną rodzinę.
Marek nie zrobił wielkiej kariery w stolicy – mieszkaliśmy w naszym rodzinnym mieście. Z teściową, z którą niby się dogadywaliśmy, nasze relacje osiągnęły punkt krytyczny i pewnego dnia wysyczała przez zęby: “Zabrałeś miejsce przy moim synu tej wspaniałej dziewczynie. Ale taki głupiec jak on całkowicie na ciebie zasługuje”.
Z biegiem czasu Marek i ja coraz częściej znajdowaliśmy powód do kłótni i zamiast wychowywać nasze dzieci, kłóciliśmy się całymi nocami. Moja córka uciekła z domu w pośpiechu, z pierwszym poznanym chłopakiem , a mój syn wyjechał za granicę i przestał do nas dzwonić.
Dzieci Anny wyrosły na dobrych i dobrze wychowanych ludzi – ukończyły wspaniałe kierunki studiów, jedno pracować w Brukseli, a drugie zostało wykładowcą na uniwersytecie za granicą.
Każdego lata przyjeżdżają z matką i ojcem do naszego rodzinnego miasta, przywożą własne dzieci – wnuki Anny – i są jedną szczęśliwą, dużą rodziną. Paweł gra na gitarze miłosne piosenki mojej byłej koleżance.
Są letnie wieczory, kiedy słyszę śmiech z ich ogrodu i wtedy najbardziej boleję nad moją samotną i rozbitą rodziną. I myślę sobie, że jeśli Anna dziękuje losowi za to, co się stało, to naprawdę ma za co. Los zawsze karze za wyrządzone komuś krzywdy – i mnie też to spotkało.
Ale zasłużyłam sobie na to.