Czuję się świetnie
Piszę ten list wiedząc, że wielu z Was mnie nie zrozumie!
A niektórzy nawet mnie oplują, ale nie mam z kim podzielić się tym, co czuję po śmierci męża.
Przez 20 lat bycia razem nie udało nam się spłodzić dziecka. Ale nie cierpieliśmy z tego powodu – oboje byliśmy bardzo w sobie zakochani.
On był liderem w naszym małżeństwie, a ja zawsze się z nim zgadzałam.
Nigdy się nie kłóciliśmy, a wielu naszych przyjaciół było zazdrosnych o nasze dozgonne uczucie.
Dużo płakałam, gdy pewnego ranka po prostu się nie obudził.
Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić – byłam tak przyzwyczajona do bycia żoną Piotra.
Przez pierwszy tydzień po jego śmierci nic nie szło po mojej myśli – brałam jedną rzecz, zostawiałam ją, potem zaczynałam drugą, potem trzecią.
Przyjaciółka powiedziała mi, że na mój widok pęka jej serce i zaprosiła mnie, żebym pojechała z nimi w góry.
Piotr nie lubił chodzić po górach, jak sam mówił, a ja to znosiłam, chociaż czasami latem chciałam, żebyśmy pojechali w góry i pospacerowali.
Uwierz lub nie, ale to właśnie ten spacer wyrwał mnie z odrętwienia i przywrócił do życia.
Byłem jak nowo narodzona, jak uwolnionya jakbym była trzymana w nie woli przez długi czas. W następną sobotę ponownie pojechałam w góry.
Wcale nie czułem się samotna, wręcz przeciwnie – było mi lekko na duszy, i bardzo miło było spacerować bez towarzystwa.
Następną rzeczą, jaką zrobiłam, było zapisanie się na lekcje tańca latynoskiego. Znajomi zaczeli szeptać za moimi plecami, że bardzo szybko zapomniałam o żałobie, dowiedziałam się nawet, że między sobą nazywali mnie wesołą wdówką.
Nie było sensu tłumaczyć im, że cierpię po stracie męża, ale jednocześnie cieszę się wolnością, której smaku doświadczyłam i bardzo mi się to spodobało.
Kolejnym krokiem do mojego nowego życia było, rozdanie sąsiadom wszystkich kompotów przechowywanych w piwnicy, ponieważ od dziecka nie znosiłam kompotów, ale Piotr je uwielbiał i dzięki niemu co roku gotowaliśmy co najmniej 40 słoików z różnymi owocami.
A na urodziny nagrodziłam się wycieczką do Wenecji, miasta, do którego Piotr nigdy mnie nie zabrał, bez względu na to, jak bardzo go błagałam.
Dla niego wyjazdy zagraniczne były niepotrzebnym marnotrawstwem.
Mój pierwszy Nowy Rok jako wdowa powitałam w restauracji. Nie widziałam sensu w przygotowywaniu dla siebie tych wszystkich tradycyjnych potraw, które przez 20 lat śmiertelnie mnie nudziły, a które mój mąż bardzo lubił.
Świetnie się bawiłam, choć sama, a rano pojechałam do domu taksówką.
Piotra nie ma już od 5 lat. W tym czasie udało mi się zrobić wszystko, czego nie zrobiłam za jego życia.
Robiłam tylko to, co kochałam i co sprawiało mi przyjemność, i dosłownie odjęłam sobie co najmniej 10 lat.
Wszyscy dookoła namawiaja mnie, żeby ponownie wyjść za mąż za kogoś innego, ale ja nie mam zamiaru wychodzić za mąż po raz drugi.
Właśnie odkryłem, jak miło jest być samemu i nie musieć się do nikogo dostosowywać.
Musiała bym być szalona, by zrezygnować z tej wolności.