Kiedy w gimnazjum pytano mnie, kto jest moim idolem i z kogo jestem dumna, zawsze wymieniałam gwiazdy telewizji, które budziły we mnie zachwyt i ekscytację. Były to postacie z moich ulubionych seriali, piosenkarze, naprawdę za nimi przepadałam, ale nigdy nie widziałam powodu, by być dumna z tego, że ich lubię.
Szkoła średnia wywróciła pod tym względem wszystko do góry nogami.
Mój młodszy brat zachorował na białaczkę. Choroba szybko postępowała w jego małym ciele, a wyczerpujące leczenie nie pomagało. Moi rodzice wydali mnóstwo pieniędzy na leczenie i nie zanosiło się na to, by miało się ono zakończyć powodzeniem. Zmienialiśmy szpitale, współpracowaliśmy z różnymi fundacjami, które pomagały w płatnościach i wyborze lekarzy, ale w końcu wszystko doprowadziło do tego, że mój brat potrzebował przeszczepu szpiku kostnego.
Mój tata był dla niego dawcą.
Wiem jak przebiegała operacja i jak bardzo to bolało, ale obaj wytrzymali.
Po wszystkim mój brat wyzdrowiał. Nadal potrzebował dodatkowego leczenia i ciągłych kontroli, ale nastąpiła długo oczekiwana poprawa i to było bardzo budujące. A mój tata nagle odkrył w sobie chęć bycia dawcą. Zapisał się do ośrodka, który pobierał krew od dawców i stał się częstym gościem.
Robi to już od ponad trzech lat, znajdując w tym pewne ukojenie. Na początku nie był zbyt aktywny, ale teraz oddaje krew co miesiąc.
“Pomogłem mojemu synowi, ale mogę uratować życie komuś innemu, prawda?” – mówi z uśmiechem.
I właśnie te jego słowa i działania sprawiają, że ja również czekam do skończenia osiemnastu lat, by zostać dawcą.
Teraz na pytanie z gimnazjum odpowiedziałabym zupełnie inaczej:
– Mój tata jest moją największą dumą i idolem do naśladowania.