Nie rozmawiałam z moim synem Robertem od sześciu lat. Nie zostałam nawet zaproszona na jego ślub. Wiedziałam, że to wina mojej synowej Sylwi. Nie rozumiałam dlaczego, ale bardzo przez nią cierpiałam.
Mój mąż i ja mamy trzech synów, a on ma syna z pierwszego małżeństwa. Oczywiście kocham wszystkie moje dzieci, ale Robert , najstarszy, był tak upragniony, że pozostał moją dumą.
Sześć lat temu Robert poznał swoją przyszłą żonę. Od samego początku wszystko szło źle. Moje pierwsze wrażenie było raczej pozytywne. Jej pierwsza wizyta w naszym domu przebiegła bezproblemowo. Za drugim razem sprawy zaczęły się pogarszać. Siedzieliśmy przy stole, kiedy nagle powiedziała do Roberta: “Coś ty na siebie włożył. Przyniosę ci jakieś ładne ubrania”. Odpowiedział: “Nie musisz mi nic przynosic, każdy ma swój gust”. Stanęłam po jego stronie. Sylwia nadąsała się, ale nic nie powiedziała.
Następnego dnia Robert pocałował mnie na pożegnanie, a Sylwia nawet się do mnie nie zbliżyła. W tamtej chwili nie zdawałam sobie sprawy, co dokładnie się stało. Dopiero później zrozumiałam, że jedną uwagą ściągnęłam na siebie gniew synowej.
Po kilku miesiącach niezwykłej ciszy, Robert zaprosił nas do siebie na urodziny do Poznania – stamtąd pochodziła. Mój mąż i ja planowaliśmy zatrzymać się w hotelu i pozwolić młodym dobrze się bawić, ale Robert nalegał, abyśmy spędzili noc w domu Sylwi, informując nas, że raczej się z nią nie zobaczymy, ponieważ była zapracowana w sklepie swoich rodziców.
Mieliśmy się spotkać w restauracji na obiedzie, ale nie przyszła. Kilka dni później Robert powiedział mi: “Mamo, żenię się z Sylwią”. Potem dodał, że nie chce wielkiego ślubu, tylko bardzo małą uroczystość. Nie zmartwiło mnie to, powiedziałam mu, że się cieszę.
Tydzień później zadzwonił do mnie i powiedział, że Sylwia nie chce, abym uczestniczyła w ślubie. Zaproszono tylko mojego męża. Jego bracia również nie zostali zaproszeni. Nie mam słów, by opisać to, co przeżyłam w tamtej chwili. Przekazałam telefon mojemu mężowi, który powiedział Robertowi, że nie pójdzie na żadne wesele beze mnie i dzieci. Robert wściekły odłożył słuchawkę.
Przez kilka następnych dni synowa próbowała się ze mną skontaktować, ale za każdym razem kazałam odbierac telefon mojemu mężowi. W końcu nie wytrzymał i bardzo nieprzyjemnym tonem krzyknął: “No odbierz wreszcie ten telefon!”. Nagromadziłam w sobie tyle złości, że nie wytrzymałam i powiedziałam jej: “Wiesz, nie chcę cię więcej słyszeć!”. To była nasza ostatnia rozmowa.
Wkrótce potem wyjechali z Poznania . Przez dwa lata nie mieliśmy od nich żadnych wiadomości. Moja siostra napisała do nich, a Sylwia odpisała: “Robert ma teraz nową rodzinę”. W rzeczywistości mój syn utrzymywał kontakt tylko ze swoim bratem Waldkiem, z którym widywał się sporadycznie, ale nigdy więcej nas nie odwiedził. I tak przez sześć lat.
Kilka miesięcy temu próbowałam skontaktować się z Robertem, ponieważ strasznie za nim tęskniłam. Napisałem dwa listy z przeprosinami – jeden do Roberta, drugi do Sylwi. Nie dostałam żadnej odpowiedzi.
Kiedy trzy lata temu zmarła moja matka, Robert nie przyszedł na pogrzeb. Nie pojawił się też, gdy straciłam starszą siostrę. W ciągu ostatnich sześciu lat otrzymaliśmy od niego tylko jeden e-mail na urodziny mojego męża. Od tamtej pory cisza.
Czuję się, jakby umarła część mnie. Przypadkiem dowiedziałam się, że przeprowadzili się do innego miasta, ale nawet nie wiem, gdzie ono jest. Każdego dnia myślę o Robercie. Najgorsze jest to, że nawet nie rozumiem, dlaczego znaleźliśmy sie w tej dziwnej sytuacji. Przez długi czas myślałam, że Sylwia nim manipuluje, że chce go tylko dla siebie. Zastanawiałam się: dlaczego jest do nas tak wrogo nastawiona? Nie wiem, bo nigdy nie chciała mi powiedzieć. Może sama od początku podchodziłem do tego źle. Jakże żałuję, że wszystko nie potoczyło się inaczej!
Dwa miesiące temu wybraliśmy się z mężem na krótką wycieczkę do Wrocławia. Spacerując jedną z ulic miasta, zatrzymaliśmy się na placu zabaw. Rozglądaliśmy się i marzyliśmy o wnukach. Podszedł do nas uroczy mały chłopiec, goniąc za piłką. Tak bardzo przypominał mojego syna, gdy był mały! Uśmiechnęłam się, mój mąż kopnął piłkę do dziecka, a on kopnął ją z powrotem – grali. Po minucie ktoś zawołał dziecko: “Emil!”.
Nie mogłam uwierzyć w ten zbieg okoliczności – to był mój syn i Sylwia! Po tym, jak rzuciliśmy się w objęcia, nastąpił potok słów, w którym wszyscy zdawaliśmy się gubić. Zarówno oni, jak i my tak bardzo zamknęliśmy się w sobie, że przestaliśmy próbować się komunikować. Tak, przyznaję, gdyby ktoś powiedział mi: “Nie chcę cię więcej słyszeć”, nie próbowałabym. Ale zdałam sobie z tego sprawę dopiero po długiej rozłące z moim synem i jego rodziną. Oni również przeszli przez trudny etap. Ale nasz wnuk pytając “gdzie są dziadek i babcia”, zmusił ich do ponownego zastanowienia się. Najwyraźniej wszyscy zmądrzeliśmy i chcieliśmy zapomnieć o przeszłości.
Opuściliśmy grupę wycieczkową i zostaliśmy z nimi kilka dni, gdzie zdawaliśmy się zaczynać wszystko od nowa – odmienieni, szukający zrozumienia.
Teraz nadrabiamy stracone lata i cieszymy się wzajemną sympatią i szacunkiem.