Uważa się, że o dzieci powinniśmy starać się w młodym wieku. I to nie tylko ze względu na fizjologię, ale także na postawy społeczne.
Rysiu miał zaledwie siedemnaście lat, a jego matka miała już sześćdziesiąt pięć. Wszyscy rówieśnicy śmiali się z niego, mówili, że jego matka jest babcią. Gdy był młodszy inne dzieci były odbierane przez młodych i fajnych rodziców. Po niego przychodziła mama, wyglądająca jak babcia, w dodatku kulała. Wstydził się i czuł nieswojo.
Niejednokrotnie Rysiu uciekał z domu i nie było go tygodniami. Mama ciągle prosiła go, żeby się opamiętał i przestał się tak zachowywać. Ale on wiedział swoje.
Pewnego dnia po jednej z takich ucieczek wrócił do mieszkania, niestety matki nie było. Sąsiadka powiedziała mu, że miała zawał serca i że jest w szpitalu. Zasłabła po tym, jak Rysiek znów jej wykrzyczał, że tak późno go urodziła.
Prawda jednak była inna. Rysiu był dzieckiem jej siostrzenicy, która po porodzie chciała go oddać do sierocińca. Dziecko jej zawadzało, miała inne plany na życie. Ustaliła więc z siostrzenicą, że adoptuje jej syna i wychowa jak swojego. I tak się stało. Poświęciła mu całe swoje życie. To dlatego była tak wiekowa, gdy Ryszard był nastolatkiem.
Syn wstydził się swojego zachowania, pobiegł do matki w szpitalu, płakał, padł na kolana, całował jej ręce i błagał o przebaczenie. A matka oczywiście mu wybaczyła, w końcu był jej synem.