W przysługujący mi dzień wolny od pracy zajmowałam się domowymi obowiązkami. Nagle zadzwoniła znajoma i dosłownie postawiła mnie przed faktem dokonanym, że ona i jej syn przyjeżdżają. Nieważne, jak starałam się wytłumaczyć, że sprzątam, wyglądało to tak, jakby mnie nie słyszała.
Dziesięć minut później byli już u mnie. Nie cieszyłam się zbytnio z obecności Marka, bo był to bardzo rozbrykany chłopiec.
Siedziałyśmy w kuchni i piłyśmy kawę, a syn mojej przyjaciółki oglądał bajki. Kilka minut później rozległ się straszny huk. Weszłam, a tam było rozbite akwarium. Wszystkie rybki były porozrzucane na dywanie, a woda przeciekała do wszystkich zakamarków.
Moja przyjaciółka natychmiast podbiegła do Marka, aby sprawdzić, czy nic mu się nie stało. A ja zaczęłam wycierać wodę szmatą, żeby nie zalać sąsiadów. Kiedy posprzątałam, oznajmiła, że wychodzą.
– Może pomożesz mi zanieść dywan do pralni? – zapytałam.
– Nie, mój syn jest bardzo przestraszony, muszę go uspokoić.
Zapytałam Marka, dlaczego zbił akwarium. Powiedział, że przyleciał papierowy samolocik, więc próbował go złapać. Najlepsze było to, że na pierwszy rzut oka nie było żadnego papieru. Marek pokazał na szafę, mówiąc, że to stamtąd go wziął. Zrozumiałam, że zrobił go z aktu małżeństwa.
– A więc zrobisz duplikat. To nie jest problem- powiedziała przyjaciółka.
Jasne, dlaczego ja się martwię? Kupię akwarium, wyrobię duplikat i zapłacę za naprawę sąsiada. Mało tego, moja przyjaciółka też mnie obwiniała – nie powinnam go stawiać w widocznym miejscu.
Gdy moi goście wyszli, poszłam do sąsiada, sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Posprzątałam i położyłam się do łóżka, aby odpocząć. A wieczorem moja przyjaciółka przysłała mi wiadomość, że jestem jej winna pieniądze. Powiedziała, że poszli do psychologa, Marek się bardzo przestraszył. Nie odpisałam, tylko zablokowałam numer.