Z Dawidem w tym roku (moim mężem) kupiliśmy wreszcie własne mieszkanie. Mieszkanie dwupokojowe i nawet w nowym bloku, oj, dużo pracy i nerwów nas to kosztowało. Jednak mieszkanie już jest – i to cieszy.
Fakt, że mieszkanie nie jest wyposażone. To znaczy, że sporo pracy i wyrzeczeń przed nami, by doprowadzić je do dobrego stanu. Postanowiliśmy więc, że pierwszą rzeczą, jaką trzeba zrobić, jest powieszenie firanek i zasłon. Zawsze to jakoś przytulniej, gdy coś wisi na oknie. Po firanki i zasłonki zwróciliśmy się do siostry mojego męża. Ona szyła i była świetna w tej dziedzinie.
Od razu zdecydowaliśmy, że uszyje je na wszystkie okina. Pojechałam do niej, powiedziałam, co chcę i jak chcę, w jakim kolorze. Doszłyśmy do porozumienia. Z niecierpliwością czekałam na swoje zamówienie.
Jakież było moje zdziwienie, gdy przyszliśmy do Marty odebrać zamówienie. Kolor wybrała według własnego uznania, jedna z zasłon nie pasowała nawet rozmiarem. Na moje oburzenie, jak można tak zrobić, Marta zaśmiała się i powiedziała, że kolor który wybrała był lepszy. Cóż, nie chciałam afery w rodzinie, ale powiedziałam jej, że lepiej by było, gdyby słuchała, czego chcą klienci.
Jedną z zasłon, która była zbyt krótka dałam mamie. Trudno, przynajmniej jej się przyda. Po jakimś czasie moja mama chciała uszyć sukienkę. Wybierała się na imprezę firmową. Zwróciła się z tym do Marty. Mama dzwoni do mnie i mówi:
-Wyobraź sobie, zadzwoniłam do niej i poprosiłam, żeby uszyła mi sukienkę. A ona powiedziała mi, że ty jesteś zbyt wybredna i ona nie będzie pracować z takimi klientami. I mi też nie uszyje sukienki.
Byłam zaskoczona. Jak do tego doszło? Za każdym razem, gdy się spotykałyśmy, Marta uśmiechała się i miło rozmawiała. Nie wracała do incydentu z zasłonami.
Chyba mogę powiedzieć, że siostra mojego męża jest dwulicowa.