Mój mąż i ja żyjemy bardzo skromnie. Wychowujemy naszego syna. Ma on dopiero trzy lata. Na początku roku posłaliśmy go do przedszkola. Poszłam do pracy, ale to niewiele zmieniło w naszym budżecie. Nadal jesteśmy biedni. Nawet nie kupujemy nic dodatkowego, a ledwo wiążemy koniec z końcem.
Wysokość miesięcznej opłaty za przedszkole jest dość często wysoka, więc na zajęcia dodatkowe nie zapisywaliśmy dziecka. Wychodzi trochę taniej.
Pewnego dnia przyjechała do nas moja mama. Została na dwa tygodnie. Opiekowała się wnukiem, odbierała go z przedszkola. Po jakimś czasie dostaliśmy rachunek z przedszkola, wyższy o połowę. Byłam zdziwiona! Jak się okazało, moja mama postanowiła zapisać wnuka na kilka dodatkowych zajęć, m.in. do logopedy, na zajęcia sportowe i taneczne.
Kiedy skończył się miesiąc, wszystko odwołałam. Tylko za poprzedni okres, trzeba było zapłacić. Zaczęliśmy z mężem zastanawiać się, skąd wziąć pieniądze. Mąż zaproponował pożyczkę od swojej mamy. Tak też zrobiliśmy. Po wyjaśnieniu teściowej na co pożyczamy pieniądze, teściowa powiedziała, że zgadza się zapłacić za dodatkowe zajęcia. Wysłała nam pieniądze na konto z dopiskiem dla wnuka.
Szczerze mówiąc, na początku czułam się niezręcznie, że teściowa zdecydowała się nam pomóc. Jak ja i mój mąż możemy być uważani za odpowiedzialny rodziców, jeśli nie jesteśmy w stanie zapewnić utrzymania naszemu jedynemu synowi? Później przyzwyczaiłam się do comiesięcznych płatności teściowej i zrozumiałam, że nie ma w tym nic złego. Właściwie dlaczego babcia nie miałaby płacić za dodatkowe zajęcia swojego wnuka? Podobnie jest, gdy daje mu zabawki lub inne rzeczy.
Moja teściowa od dwóch lat płaci za te zajęcia. Nigdy nie spóźniła się z zapłatą. Nigdy nawet jej nie przypominaliśmy. W ciągu tego czasu nasza sytuacja finansowa nie poprawiła się. Więc w okresie zerówki znowu pojawiła się kwestia odpłatności. Jak przygotować się do szkoły, nie biorąc udziału w dodatkowych zajęciach? Dziecko w szkole będzie lepiej przyswajało materiał, jeśli będzie umiało pisać i czytać. W przeciwnym razie zacznie mieć zaległości w programie.
Zadzwoniłam do teściowej i próbowałam ją namówić, żeby odwołała zajęcia z logopedą, a w to miejsce placila za inne. Mój syn dobrze mówił i logopeda nie był już potrzebny. A zamiast tego pieniądze można było przeznaczyć na lekcje angielskiego. Teściowa powiedziała rzeczowo, że nie będzie płacić za te lekcje, a logopedę rzeczywiście trzeba odwołać.
Kilka dni później poszłam na manicure. A mój mąż i syn poszli do teściowej. Kiedy wróciłam do domu, zobaczyłam, że mąż jest zdenerwowany i zły. Od razu wiedziałam, coś jest nie tak. Masz synek powiedział babci, że nie poszedł na zajęcia, które opłaca babcia. Zamiast tego zdecydowałam, ze pójdzie na angielski. Matka mojego męża strasznie się zdenerwowała. Nazwała nas kłamcami i oskarżyła o podłość. Dodała też, że nie dostaniemy od niej więcej pieniędzy. I kazała nam zwrócić jej to, co wydaliśmy w poprzednim miesiącu.
Oddzwoniłem do niej, chciałam porozmawiać, ale ona nawet mnie nie wysłuchała. Ma dość. A za zajęcia będziemy musieli zapłacić sami.
Więc teraz nie wiem, co robić. Skoro teściowa nie płaci i nas też nie stać, to co dalej? A mój mąż, na domiar tego, stanął po stronie swojej matki. Pewnie wmówiła mu wiele bzdur, w które uwierzył. Nieźle go urobiła, prawda?