Po ślubie z mężem bujałam w obłokach ze szczęścia, bo oprócz małżonka miałam jeszcze jedną mamę, z którą bardzo się przyjaźniłyśmy. Trudno było o bliższą relację. Trwało to do czasu, gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży…
Dopóki nosiłam w sobie dziecko, wszystko było w porządku, mniej więcej. Dawała mi rady, a ja brałam je sobie do serca, opowiadała mi historie, pouczała mnie.
A kiedy urodziłam, miałam w sobie tyle instynktu macierzyńskiego, że po prostu nie słuchałam jej rad. I traktowałam je z wrogością. Ale starałam się ukryć swoją niechęć.
Ale kiedy okazało się, że pozbyła się wszystkich dziecięcych rzeczy, o mało jej nie zabiłam! Przecież po mojej siostrzenicy siostra dała mi tyle dobrych rzeczy! Takie nowe i piękne rzeczy. Prawie nigdy ich nie nosiła. Ich stan był doskonały. Jak się okazało, teściowa ma inny stosunek do cudzych rzeczy. Podobno nigdy nie powinno się nosić rzeczy po innych dzieciach. Absolutnie nie!
Tak, nawet wtedy gdy wyglądają, że są prawie nowe! Wszystko wylądowało w koszu.
Na początku nie zauważyłam, że ich brakuje, a kiedy przypomniałam sobie, że widziałam tam piękne buciki dziecięce, nie mogłam nic znaleźć. Zadałam jej pytanie, a ona przyznała, że je wyrzuciła. Nie jestem osobą która o byle co wszczyna aferę, ale ten przypadek jest po prostu karygodny. Do dziś nie mogę wybaczyć mojej teściowej.
Dlaczego przynajmniej mnie nie zapytała?