Mieszkam w mieście, które z roku na rok staje się coraz mniejsze…
Młodzi wyjechali, mało kto tu pracuje.
Zostali tacy jak ja – samotni i bezrobotni od lat, którzy nie mają możliwości znalezienia pracy ale też nie mają odwagi gdzieś wyjechać – do dużego miasta, lub za granicę.
Ci, którzy mają wnuki, kurczowo się ich trzymają – wychowując od dziecka, wożąc do przedszkola i szkół, a rodzice zarabiają gdzieś w świecie.
Ta praca nie jest dobra dla wszystkich, ale kiedy nie ma innego wyjścia, zniesiemy wszystko.
Mój syn nie chce być ograniczany przez małżeństwo, a moja synowa studiuje. Oboje nie myślą o dzieciach.
Mam mnóstwo czasu, duże podwórko, dużo ładnej ziemi i blisko, ale mało pieniędzy i tylko dwie ręce. Kiedy nie masz za wiele siły, zaczynasz od małego kroku–a potem już nie wiesz kiedy robisz nastęny – i opiekujesz się zwierzętami.
Poza tym, kiedy je mam, nie boję się nadchodzącej zimy, z wdzięczności – całe lato konserwuję to, co urodził mój ogród.
To prawda, że ani drzewa, ani słoje, ani owoce nie są już w zasięgu mojego wzroku, ale byłby to grzech, gdyby zbiory się zepsuły.
Zachorowałam, bolał mnie krzyż i bolą ręce, ale moja piwnica jest pełna wszystkiego.
Ale jest praca, której nie można odłożyć na później, a która wymaga silnego człowieka.
A ponieważ mój syn nie może robić wszystkiego, od czasu do czasu poszukuję młodych mężczyzn – do ustawienia płotu, do przycinania gałęzi, do mieszania cementu i naprawiania schodów, żeby nic mi się nie stało kiedy się zepsują, upadnę i się posiniaczę, a moje dzieci będą się zastanawiać, jak ze względu na mnie mają się zachować.
Uwierzcie mi, ale w rodzinie nie było takiego, który powiedziałby: „Ciociu Reniu, jutro przyjdę i zrobię tę robotę…”.
Nigdy wcześniej nie zabrakło mi gotówki na zakupy w sklepie i nigdy nie prosiłem nikogo o pomoc bez pieniędzy.
Zawsze płaciłam, ale ostatnio młodzi ludzie są tak leniwi, że nawet kiedy wciskasz im banknoty do ręki, nie są nimi zainteresowani.
A poza tym są wielkimi filozofami – państwo jest takie, politycy są tacy, nikt nie myśli o młodych, nawet nie byli zainteresowani , jaka to by była praca, takie próżniaki!
Po co pracować; o 10 idą do kawiarni, o 12 na piwo, o 2 wrócają do domu, w którym ktoś im ugotował, zjeść, zdrzemnąć się, a o 6 do pubie lub restauracji…
Wszyscy, którzy nie żyją w mieście, są z lenistwa nieszczęśliwi, będą chodzić brudni i śmierdzący jak klauni, nawet jak prąd zostanie odcięty, nie obudzą się i nie zarobią ani grosza.
Tego właśnie nie rozumiem.