– Dziewczyny, jutro wszystkie wypisujemy. Zadzwońcie do rodzin, niech po was przyjadą – powiedziała pielęgniarka.
W sali byłyśmy cztery. Wszystkie urodziłyśmy tego samego dnia, więc zostałyśmy wypisane w tym samym czasie. Wszystkie natychmiast rzuciłyśmy się do dzwonienia.
Powiedziała, że jej mama już wszystko przygotowała. Kupiła rzeczy i posprzątała. Helena cieszyła się, że jej mąż wziął dzień wolny, więc zanim pozna swojego pierworodnego, wysprzątał mieszkanie. I, że teściowa pomagała mu w gotowaniu. Sara chwaliła się, że przyjdą jej przyjaciele i krewni. Jej rodzice wszystko przygotowali, więc młoda rodzina nie musiała nawet o niczym myśleć.
Ogólnie rzecz biorąc, wszystkie dziewczyny cieszyły się na jutrzejszy dzień, ale nie ja. Nie chciałam wychodzić. Bałam się. 18 lat. Samotna. Rodzice oddaleni o tysiąc kilometrów. Mój mąż był w podróży służbowej.
Mieszkaliśmy wtedy na wsi i zrozumiałam, że nie ma kto nawet ogrzać domu ani przynieść wody. Na szczęście przynajmniej mój mąż posprzątał, ale nie było komu zrobić zakupów. Rodzina mojego męża nie miała do tego głowy – kopali ziemniaki. Bolało mnie to. Rozpłakałam się. Każda kobieta po porodzie potrzebuje wsparcia, a ja zostałam sama.
Po powrocie do domu musiałam wszystko robić sama. Nie było wtedy nawet pieluch jednorazowych – więc tetrowe prałam ręcznie. Po tygodniu bylam wykończona, i wtedy z pomocą przyszła moja mama. Gdyby nie ona, nie wiem co by się stało ze mną lub z dzieckiem.
A ty pamiętasz swoje wyjście ze szpitala z dzieckiem?