Jestem jedną z tych kobiet, które późno wyszły za mąż. Niestety, mój późny związek dobiegł końca.
Zawsze wszyscy nazywali mnie “wkuwaczką”, naprawdę uwielbiałam się uczyć. Ukończyłam studia magisterskie i zostałam bibliotekarką. Przyjaciółka przedstawiła mnie mojemu przyszłemu mężowi. Miał 59 lat, ale nie rozpaczał i szukał żony. Byłam dziewięć lat młodsza. Sylwek natychmiast zapadł mi w serce. Jest dobrze wychowanym, wykształconym mężczyzną, który interesuje się poezją i literaturą. Zaczęliśmy rozmawiać, a kilka miesięcy później poprosił mnie o rękę.
Zgodziłam się, od dawna chciałam mieć rodzinę. Po ślubie zaczęliśmy mieszkać u mnie, ponieważ jego córka i jej rodzina mieszkali w jego domu. Szczerze mówiąc, nawet nie wiedziałam, co mnie czeka. Zawsze mieszkałam sama, ale teraz wiele się zmieniło i byłam zirytowana. Plama na obrusie, pognieciona narzuta, porozrzucane skarpetki i wiele ciekawych rzeczy, które nie były częścią moich planów… Dosłownie wszystko mnie irytowało. To było tak, jakby on był w hotelu , a ja byłam odpowiedzialna za wszystkie obowiązki. Miał też problemy z pieniędzmi. Straciłam cierpliwość, gdy zamiast naprawić kran, zepsuł go jeszcze bardziej i dopiero wtedy wezwał serwisanta.
Tego dnia zrozumiałam, że nie chcę być cierpliwa i cierpieć, jesteśmy dorośli i mamy inne przyzwyczajenia. Wkrótce potem odbyliśmy rozmowę; jak się okazało,on był zadowolony ze wszystkiego. Jestem spokojną osobą, nie lubię skandali. Jednak nie mogliśmy dojść do pokojowego rozwiązania: córka Sylwka już zaplanowała swoje życie w mieszkaniu ojca, myśląc, że zawsze będzie mieszkał ze mną. Dopiero po trzech miesiącach zgodził się na rozwód. Zażądał ode mnie zwrotu prezentów. Zwrot kosza na śmieci i łańcuszka nic mnie nie kosztował.
Ta historia skłoniła mnie do zastanowienia się, czy możliwe jest zbudowanie szczęśliwego życia rodzinnego po 50 – tce.