Mam na imię Julia. Urodziłam się w rodzinie dysfunkcyjnej. W czasach, gdy wiele dzieci chodziło z rodzicami do parku, na pikniki do lasu, dostawało prezenty na święta, ja za każdym razem dostawałam tylko ciosy od mamy. Moja mama dużo piła i bardzo mocno mnie biła. Uważała, że w ten sposób mnie wychowuje.
Wszystkie wieczory starałam się spędzać u naszej sąsiadki, babci Zosi. Babcia Zosia była samotna. Karmiła mnie, pomagała mi w odrabianiu lekcji, a nawet prosiła swoje koleżanki o ubrania dla mnie: Nosiłam ubrania ich wnuczek. Nie wiem, jak bym dorastał, gdyby nie babcia Zosia. Dzięki życzliwej sąsiadce mogłam skończyć szkołę i udało mi się nawet dostać na studia. Potem znalazłam pracę na pół etatu.
Kiedy miałam 20 lat, babcia Zosia zmarła. Swoje mieszkanie zapisała mi w testamencie. Straciłam członka rodziny, ale zostałam właścicielką mieszkania.
Artura poznałam w restauracji, w której pracowałam jako kelnerka. Nie wiem, co mu się we mnie spodobało. Artur był ode mnie starszy o 16 lat. Był biznesmenem. Artur zaczął się do mnie zalecać i stało się – zakochałam się w nim. Wszystko zakończyło się ślubem. Wkrótce po ślubie zaszłam w ciążę. Studiowałam, zajmowałam się domem. Tyle tylko, że Artur zażądał, żebym rzuciła pracę.
– Moja żona nie będzie pracować jako kelnerka! – powiedział mi.
Ciąża przebiegała dobrze, a poród był łatwy. Urodziłam cudowną, zdrową i bardzo piękną córeczkę. Daliśmy jej na imię Laura.
Byłam bardzo szczęśliwa, gdy wróciłam do domu. Zajęłam się dzieckiem i domem. Wszystko wydawało się być w porządku, ale czułam, że coś się zmieniło. Artur nie zwracał na mnie uwagi, a jedynie na Laurę. Próbowałam z nim rozmawiać, ale wszystkie nasze rozmowy kończyły się kłótnią. Bardzo mnie to bolało. Nie mogłam zrozumieć, co się dzieje. Wtedy Artur zabrał mnie do psychiatry. Stwierdzono u mnie depresję poporodową. Następnie Artur zabrał mnie do prywatnej kliniki psychiatrycznej.
Artur powiedział mi, że byłam mu potrzebna tylko po to, aby mógł mieć dziecko. Okazało się, że ma żonę, którą kocha, ale ona nie może mu dać dziecka. Spotkał się więc ze mną i dowiedział się, że nikt mnie nie chce. Powiedział, że zostanę zwolniona ze szpitala tylko wtedy, gdy oddam mu swoje dziecko – zrzeknę się prawi do córki. A gdybym się temu sprzeciwiła, jego znajomy lekarz zaaplikowaliby mi bardzo silne leki i zrobił ze mnie wariatkę.
Tak skończyło się moje szczęśliwe życie rodzinne. Cały czas płaczę z bezsilności. Bardzo tęsknię za moją córeczką i bardzo ją kocham. Kiedy wyjdę ze szpitala, zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby odzyskać moje dziecko. Przecież dziecko powinno być wychowywane przez własną matkę!