Miałam najlepszą przyjaciółkę Gosię. Przyjaźniłyśmy się od lat. Niejednokrotnie opowiadała mi, jak ciężkie jest jej życie. Chodziło o jej matkę.
Inga – jej matka była typem kobiety, która lubiła wykorzystywać innych ludzi i nie zważała na to, że chodzi o jej własną córkę. Zawsze wszystko było dla niej źle. Matka Gosi miała 85 lat, ale była jeszcze dość aktywna.
Inga ciągle mówiła, że córka jest jej winna bo zawdzięcza jej życie. A wszystko dlatego, że kiedy zaszła w ciążę, mąż zostawił ją i znalazł sobie inną kobietę. Cały swój gniew wyładowywała na córce, która była bardzo podobna do ojca.
Gosia nigdy nie była córką, którą kochała – była służącą, sprzątaczką, niewolnicą, ale nie córką. Bardzo ciężko pracowała na dwóch etatach. Kiedy wracała z pracy, sprzątała i gotowała posiłki. Jej matka nie chciała nic robić w domu. W dodatku nie raz robiła awanturę o to, że Gosia ugotowała coś, czego ona nie chciała. I jak myślicie, biedna córka rzuciła pracę i jechała do swojej matki na drugi koniec miasta, aby ugotować to, na co miała ochotę.
Tego dnia Gosia miała urodziny. Przyszliśmy wszyscy- przygotowała wspaniałe smakołyki – ale zauważyłam, że moja przyjaciółka była bardzo smutna. Powiedziała mi właśnie, że posprzeczała się z matką.
Następnego dnia rano dowiedziałam się, że Gosi już nie ma. Okazało się, że po naszym wyjściu Inga znowu rozpętała piekło. Gosi wysiadło serce i nie wezwano karetki. W nocy zmarła. W ten sposób matka odebrała to co jej dała.