Moja przyjaciółka Linda od roku jest mężatką. Ona i Marek mieszkają oddzielnie. Ale jej teściowa często przyjeżdża w odwiedziny z całą wałówką. I wszystko byłoby dobrze, gdyby synowa i teściowa nie ścierały się w kuchni w walce o tytuł najlepszej kucharki.
Linda ma za złe teściowej, że nigdy nie je niczego, czego ona nie ugotuje, i marszcząc się, wyrzuca swój talerz do kosza. Linda jest bardzo dobrą kucharką. Zawsze stara się ugotować coś nowego i zadowolić swojego męża.
A kiedy przychodzi teściowa, nie odchodzi od kuchenki, w nadziei, że teraz właśnie coś ją zaskoczy.
Teściowa za każdym razem, gdy Linda stawia przed nią talerz z kolejnym kulinarnym arcydziełem, zaczyna tę samą przemowę. Że sushi, roladki, gazpacho, krewetki w sosie meksykańskim i sałatka z rukoli to nie jest jedzenie. Zwłaszcza nie dla mężczyzny.
Kiedyś robiła barszcz na kilka dni i smażyła kotlety na tydzień.
– To jest prawdziwy i obfity posiłek – poucza ją.
– No to ugotuj jej ten specjalny barszcz i karm ją nim za każdym razem, kiedy przyjdzie – powiedziałam, śmiejąc się do przyjaciółki.
Markowi kuchnia mamy nie smakuje. W dzieciństwie miał dość kotletów z barszczem na sto lat. A teraz z radością siada do stołu, wiedząc, że czeka na niego coś nowego, a nie barszcz.
A teściowa, po wizytach u dzieci, siedząc na ławce koło domu, oburzała się do sąsiadów. Że jej biedny syn żyje głoy. Bez barszczu matki zrobił się cały wychudzony.
– A w restauracjach jest moda na zamawianie barszczu, mówi do ludzi. Kobieta jest oburzona.
– Co tam jest zdrowego? Szkoda zdrowia na te pizze i hamburgery .
Pewnego dnia nawet zapisała synową na kurs gotowania i zapłaciła za szkolenie, jako prezent urodzinowy. Niech się nauczy gotować normalne jedzenie. Ale nie, poszła i przeniosła się na kurs o najlepszych ciastach i deserach z całego świata.
– Po co człowiekowi te wszystkie eklery i inne?
Człowiek potrzebuje mięsa i porządnej zupy, w której pływają ziemniaki i makaron, a najlepiej gęstej. Ludzkie jedzenie. A nie jakiejś papki ze szpinaku czy koncentratu pomidorowego o niewymawialnych, zagranicznych nazwach.
I tak już od roku trwa wojna barszczu z sushi. Marek śmieje się i mówi, że będzie lepiej, że mama jest zazdrosna o swojego syna.
A jak Wy myślicie, czy to się uda? Czy może barszcz zwycięży?