Wraz z nadejściem wiosny moi rodzice wpadli na pomysł, aby wystawić działkę na sprzedaż. Byli już starzy i nie cieszyli się dobrym zdrowiem, aby zajmować się działką. Córka wychowywała dzieci, pracowała, nie było czasu na pomoc. Rodzice długo się zastanawiali, ale w końcu podjęli decyzję.
Starsza córka odetchnęła: nie będą się więcej obrażać. Trudno było znaleźć czas na pomoc w ogródku warzywnym. Tym bardziej, że trzeba było dojeżdżać dość daleko. Renia nie raz mówiła rodzicom, żeby sprzedali. W zamian za to mogłaby kupić działkę bliżej domu. Nie chciała spędzać całego czasu na pieleniu. Teren rekreacyjny, gdzie można poczytać książkę, zrobić piknik, to inna sprawa. A dla moich działka była źródłem przetworów.
Weekendy szybko mijały Reni i jej mężowi. Nie było czasu na domowe obowiązki. Jej mąż pracował na takim stanowisku, że mógł być wzywany do pracy nawet w weekendy. Renia dobrze wiedziała, że działka przynosi więcej kłopotów niż wypoczynku. Po spędzonych tam weekendach przydałoby się jeszcze kilka dni odpoczynku.
Renia była zadowolona z tej decyzji.
Działka została sprzedana. Przez kilka lat żyli spokojnie. A potem kobieta zaczęła się nudzić. Wciąż marzyła o działce, na której mogłaby po prostu odpoczywać. Mąż zaproponował aby kupili działkę.
Harmonogram pracy się ustabilizował. W weekendy można było odpocząć na wsi, na świeżym powietrzu. I przydałoby się to dzieciom. Postanowili, że nasadzenia nie wystarczą: kilka drzew i krzewów z jagodami, żeby dzieci miały witaminy. Rodzicom od razu powiedzieli, że działka będzie przeznaczona wyłącznie do odpoczynku: żadnych grządek do sadzenia i pielenia. Wszystkim spodobał się ten pomysł. Musieli tylko zdecydować, jaką działkę wybrać.
Przejrzeli wiele ofert. W końcu znaleźli właściwą: z porządnym domem, niezbędnymi nasadzeniami. Sprzedającym był dziadek. Nie miał już żony, a on sam nie zajmował się ogrodem. Dlatego zdecydował się na sprzedaż.
Wszystko zostało załatwione. Renia była przeszczęśliwa: marzenie się spełniło. Dom jest ładny, da się w nim mieszkać, nie trzeba było go jeszcze remontować. Postanowili, że latem zaczną go ulepszać. I tak zrobili.
Pierwszy tydzień spędzili spokojnie. A potem dziadek, który sprzedał chatę, zaczął ich odwiedzać. Uprzedzi, że przyjedzie po resztę rzeczy. Nikt się nie sprzeciwiał. Tylko on zaczął narzekać.Najpierw musieli się usprawiedliwiać za krzak, którego się pozbyli. Był suchy. Potem za kalinę, która nie była potrzebna.
Dziadek zaczął mówić, że nie ma takiej umowy. Przecież on i jego żona posadzili ten krzak dawno temu, a żurawina zawsze była potrzebna. Potem zobaczył, że zamiast truskawek są teraz kamienie ozdobne.
Dziadek obszedł całą działkę dookoła. I wszędzie znalazł coś, na co mógł narzekać. W końcu mąż nie wytrzymał i się odezwał. Za ten kawałek ziemi zapłaciliśmy pieniądze. Zgodnie z dokumentami jest to nasza własność. I to my decydujemy, co i gdzie ma się znajdować.
Przecież w umowie sprzedaży nie jest zapisane, że poprzedni właściciel będzie dalej użytkował ten teren. Wtedy nie zawarliby umowy. Dziadek wyszedł. Ale następnego dnia wrócił. Z krzewem w rękach. I zamierzał posadzić go w miejsce róży.
Mąż Reni zapytał, co się dzieje. W rezultacie dziadek zaproponował, że odda im pieniądze, a on zostanie na działce. Odmówili, ale on i tak posadził wilczomlecz. Wtedy przyszła sąsiadka. Zdziwiła ją obecność byłego właściciela. Dziadek zaczął narzekać na nowych właścicieli. Sąsiadka zgodziła się, że Renia i jej mąż mają prawo dysponować działką według własnego uznania. Tyle tylko, że nie mogli przekazać tej informacji emerytowi.
Nieco później sąsiadka opowiedziała, że dziadek pokłócił się ze wszystkimi na ulicy. Po odejściu żony jego zachowanie było wyjątkowo dziwne. I nie ma co liczyć na spokojne życie: nadal będzie przychodził. Sąsiadka chciała ich ostrzec. Zaproponowała, że pójdzie do zarządu, aby wyjaśnili staruszkowi, co się stało.
Gdy rozmowa trwała, dziadek zdążył już zasadzić krzew i bezpiecznie opuścić teren. Potem wrócił po kolejne rzeczy, zrobił coś na działce i znów odszedł w milczeniu.
Rano mąż Reni pojechał do pracy. Był pracownikiem firmy budowlanej. Podzielił się swoją historią. Koledzy wyjaśnili mu, że działkę dostał z posagiem. Nie odmówili jednak pomocy: zaczęli stawiać płot. Dziadek wyjechał tylko na kilka dni. Po przyjeździe staruszek stwierdził, że nie może już swobodnie wchodzić na działkę.
Przeklinał, próbował przejść, a potem poszedł do zarządu. Tam już wiedzieli, że staruszek nie pozwala nowym właścicielom żyć w spokoju. Nie wiem, co mu powiedzieli, ale potem przyszedł tylko raz – po resztę swoich rzeczy.